Coś się kończy, coś zaczyna. Wraz z czwartym tomem serii Wolverine i X-Men Jason Aaron konkluduje swoją opowieść o szkole im. Jean Grey, prowadzonej przez Rosomaka. Seria miała swoje wzloty i upadki, aczkolwiek do tej pory trzymała raczej przyzwoity poziom. Moje oczekiwania nie były wielkie, tym bardziej więc miło się rozczarowałem. Starzy kumple, nowi wrogowie to zdecydowanie najlepsza odsłona tej opowieści i po prostu bardzo dobry komiks, sprawdzający się zarówno w dynamicznych chwilach akcji, jak i zmuszający do drobnej refleksji.
Początek albumu dominuje historia Kubarka, znanego szerzej jako Kid Gladiator. Syn Imperatora Gladiatora, znakomitego przedstawiciela kosmicznej rasy Shi’ar, po raz pierwszy pojawił się właśnie w tej serii. Jest to waleczny, ale raczej niepokorny młodzieniec, który nigdy nie przyznałby się przed sobą, że tęskni za szkołą Wolverine’a. Kubark lubi się natomiast przechwalać swoimi dokonaniami, nieraz nieco je wyolbrzymiając. W poświęconym mu zeszycie dowiemy się, jaki wpływ Kid Gladiator miał na inwazję Budowniczych, przeprowadzoną w wydanym u nas w dużej części evencie Nieskończoność.
Powraca też wątek Marii Hill i zwerbowanej przez nią w szeregi S.H.I.E.L.D. Dazzler (czy aby na pewno?), które pojawiają się na progu szkoły Wolverine’a, o mało nie prowokując kolejnej potyczki, szczególnie gdy rozmowa znów schodzi na Sentinele. W murach placówki pojawiają się też nowi uczniowie, ale nie wszyscy będą mieli czyste intencje.
Tom ten obfituje też w kilka innych znamiennych i ważnych scen. W pewnym stopniu zakończy się wątek Toada jako dozorcy szkoły, a Wolverine i Cyclops wreszcie poważnie porozmawiają, we wspaniałej scenie skąpanej w chmielu. Kredu dobiegnie też edukacja kilkorga uczniów, z czego najprzyjemniej obserwowało mi się Quentina Quire oraz Brooda. Wszystko to okraszone zostało niebanalnym humorem, stanowiącym idealny dodatek do tej wybuchowej mieszanki.
Jak wspominałem, znalazło się też miejsce na chwilę wytchnienia, kiedy akcja wybiegła o wiele lat do przodu, a my mogliśmy zobaczyć ostatnie dni placówki Wolverine’a. Aaron świetnie opowiada zarówno te dynamiczne, jak i te bardziej kameralne historie, a rysunki doskonale znanego z serii Nicka Bradshawa, a także Pepe Larraza idealnie z jego scenariuszem współgrają.
Skłamałbym, gdybym nie przyznał się do chwilowego wzruszenia. Śmiech miesza się tu ze łzami, czytelnika momentalnie ogarnia nostalgia i tęsknota za szkołą, z którą właśnie się rozstaje. W czasie trwania serii, nierzadko irytujące i mało znaczące postacie wyrosły na pełnoprawnych bohaterów, którzy być może w przyszłości przejmą pałeczkę i z pewnością jeszcze nieraz namieszają w świecie Marvela.
Na koniec warto też wspomnieć o wspaniałej okładce do 42 zeszytu, nawiązującej do kultowego już coveru 141 zeszytu X-Men vol 1 z 1981 roku, wchodzącego w skład legendarnej już opowieści Days of Future Past. To wspaniałe mrugnięcie w stronę czytelnika, na które gęba mi się śmiała. Mam nadzieję, że szybko dostaniemy Wolverine i X-men vol. 2. Egmoncie, czekamy!
Tytuł oryginalny: Wolverine and the X-men vol. 8
Scenariusz: Jason Aaron
Rysunki: Nick Bradshaw, Pepe Larraz
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Egmont 2017
Liczba stron: 156
Ocena: 85/100