Top Kitchen – recenzja gry planszowej

Minęło już wiele lat odkąd świat zwariował na punkcie kuchni. Kucharze stali się celebrytami, a w telewizji zagościły programy w stylu Master Chefa, Piekielnej kuchni czy różnego rodzaju wariacji w stylu Najgorszy kucharz. Nie dziwi więc, że na popularności tego zjawiska chcą zyskać również autorzy gier planszowych, w tym również Polacy. Rodzime Top Kitchen pozwala graczom wcielić się jednocześnie w kucharza i managera restauracji, który będzie radził sobie nie tylko z gotowaniem, ale i zarządzaniem składnikami czy niespodziewanymi incydentami.

Pierwszy kontakt z zawartością gry może zadziwić. Oprócz kolorowej planszy marketu, która służyć będzie graczom do uzupełniania zapasów potrzebnych do przygotowania wykwintnych potraw, maksymalnie czterech graczy dostaje także swoje planszetki w kształcie kuchennego stanowiska z deską do krojenia i kuchenką, na której postawimy patelnię. I to dosłownie! Do zestawu dołączona jest czerwona patelenka, na którą będziemy rzucać kostki. Jest wprawdzie tylko jedna, ale na stronie producenta można dokonać zakupu dodatkowych elementów, gdyby ktoś chciał przyspieszyć tempo rozrywki i pozwolić wszystkim graczom na jednoczesne gotowanie. Są też elementy drewniane (pionki i podstawka na karty), które zawsze doceniam w grach.

Kostki – składniki do gotowania potraw w Top Kitchen

Zaskakują także kości, a właściwie ich ilość! W pudełku znalazła się torba z 90 małymi kostkami w różnych kolorach. Symbolizują one składniki – czerwone to mięso, pomarańczowe to ryby, niebieskie to owoce morza, białe to dodatki, zielone to warzywa, a żółte to owoce. Są jeszcze czarne, pełniące funkcję jokerów zastępujących dowolny składnik. Do zadań graczy należeć będzie między innymi zakup odpowiednich kości tak, aby ugotować potrawy z kart menu. Te wyglądają czytelnie, elegancko i pokazują ilu składników danego typu potrzebujemy, aby upichcić danie i jakie minimalne wartości na kostkach trzeba wyrzucić, żeby potrawa się udała. Szkoda jedynie, że na kartach nie zawarto ilustracji dań – chętnie zobaczyłbym wizualizację tak wykwintnych potraw.

Tikeje, czyli waluta w Top Kitchen

Top Kitchen oferuje graczom 3 różne etapy rozgrywki. Pierwsza to zwyczajowa faza organizacyjna, ale jest ona niezwykle ważna pod względem strategicznym. To właśnie wtedy dociągamy karty i decydujemy, które z nich sobie zostawić i jaką taktykę obrać. Potem zaczynamy oczywiście od zakupu składników, a kolejność ustalamy za pomocą licytacji grową walutą, czyli tak zwanymi „tikejami” (od literek T i K na monetach). Osobiście nie jestem fanem licytowania, przeszkadza mi to nawet w takich grach jak Ojciec Chrzestny, a w Top Kitchen jest to ważny element, szczególnie przy większej liczbie graczy. Na szczęście gra pozwala za zgodą graczy rozstrzygnąć kolejność na inne sposoby. Waluta oczywiście służy do zakupów, ale zasoby nie są nieskończone – im ktoś później przystąpi do nabycia składników, tym więcej za nie zapłaci. Możemy kupić także przyprawy, dzięki którym zyskamy więcej punktów prestiżu za przygotowane dania, te jednak symbolizowane są nie przez kostki, a przez karty, na dodatek z ilustracjami. W fazie zakupów gracze mogą także rzucać użyteczne karty, takie jak sprzęty kuchenne ułatwiające rozgrywkę i osiągniecie sukcesu.

Wygodna podstawa na karty i drewniane pionki w Top Kitchen

Potem nadchodzi czas na danie główne (dobór słów celowy), czyli oczywiście gotowanie. Robimy to rzucając na dołączoną do gry patelnię kostki w kolorach niezbędnych składników. Dla przykładu, aby upichcić żeberka wieprzowe w sosie śliwkowym z konfiturą z cebuli potrzebujemy 3 czerwonych kostek (mięso), trzech żółtych (owoce) i jednej zielonej (warzywa). Suma rzuconych na patelnię czerwonych kostek musi wynieść 12, żółtych 10, a zielona musi pokazać 3 oczka lub więcej. Tylko wtedy danie można uznać za gotowe. Dodatkowo, jeśli wyrzucimy szóstki, uznajemy dany element potrawy za idealnie ugotowany i możemy liczyć na napiwek. Musimy jednak pamiętać, że goście, którzy zamówili danie w naszej restauracji nie mogą czekać na nie zbyt długo, dlatego ważne jest zarządzanie zamówieniami lub stosowanie bonusów pozwalających na modyfikowanie wyników. Tutaj w Top Kitchen wkrada się już element losowości, którego tak wielu graczy nie trawi. Nie ma przecież nic bardziej frustrującego niż nieudane rzuty kostką. Mnie na szczęście zazwyczaj udawało się ukończyć potrawy, ale pechowcy mogą tutaj kręcić nieco nosem. Ugotowane danie daje nam oczywiście pieniądze i punkty prestiżu, których zbieranie jest celem nadrzędnym. Równie łatwo można je jednak stracić.

Plansza marketu w Top Kitchen

Tutaj z pomocą lub wręcz przeciwnie przychodzą karty akcji, które gracze mogą zagrywać praktycznie w dowolnym momencie. Nie ma to jak podłożyć komuś świnie w postaci szczurów czy awarii sprzętu. Takie niechciane incydenty mogą mocno zaszkodzić przeciwnikom, którzy z kolei mogą się bronić…deserami! Przeszkadzajki są jednak logiczne i dobrze wpasowane w klimat gry. Dla przykładu, zakupione ale niewykorzystane składniki gniją i przepadają przed rozpoczęciem kolejnej rundy, chyba że uda nam się zainstalować lodówkę. Prawda, że klimatycznie?

Planszetka gracza do gotowania w Top Kitchen

Nieco uwag mam również do instrukcji. Sama gra nie jest zbyt skomplikowana, ale pierwszy kontakt z dołączoną do gry książeczką mnie przytłoczył. Napisana jest w sposób średnio zrozumiały i z pewnością wasze pierwsze razy z Top Kitchen będą budzić żywiołowe dyskusje i często zmuszą Was do zajrzenia do instrukcji. Tradycyjnie, łatwiej będzie wytłumaczyć komuś zasady swoimi słowami, niż przyswoić je samemu, więc jeśli macie znajomych, którzy mieli już styczność z tą planszówką, polecam skorzystać z ich wiedzy.

Karty specjalne do gry w Top Kitchen

Top Kitchen broni się oryginalnym tematem, nie ma przecież wielu gier planszowych o tej tematyce. Jest ładna, dobrze wykonana i miejscami uroczo rozbrajająca (tu spoglądam na kolorowe kostki i małą patelenkę). Niestety duża losowość pewnych etapów, nie do końca intuicyjna instrukcja i ryzyko monotonii przy wydłużającej się partyjce sprawia, że zakup trzeba odpowiednio przemyśleć, szczególnie jeśli wiemy, że ciężko będzie nam zebrać trzy czy cztery osoby do zabawy. We dwójkę oczywiście da się grać i jest to lekka, przyjemna zabawa, ale przy większej liczbie graczy planszówka rozwija skrzydła pod pewnymi względami. To jak, gotowi oddać fartucha?

Grę do recenzji dostarczyła księgarnia internetowa Inverso.pl. Top Kitchen możecie kupić tutaj.


https://media.merlin.pl/media/original/000/015/631/596431670d4ba.jpg

Top Kitchen

 

Zastępca redaktora naczelnego

PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?