Dragon Ball to wciąż niezwykle silna marka, również na polskim rynku – wszak całe pokolenie wychowane na anime emitowane przez RTL7 ma dziś niemałą siłę nabywczą i z przyjemnością kupuje figurki, mangi (tak, nadal są wydawane!) czy gry komputerowe poświęcone Goku i spółce. Czemu więc nie zagrać w Monopoly i znów spotkać się z paczką dzielnych wojowników, którzy sprawiali, że na te 20 minut dziennie podwórka świeciły pustkami?
Plansza, klasycznie składana na cztery, jest duża, czytelna i bardzo dobrze wykonana. W jej centrum, oprócz oczywiście tytułu, widzimy cztery kultowe postacie w wersji Super Saiyan – Goku, Gohana, Vegetę i Trunksa. Pola wokół niej posiadają nieco za małe moim zdaniem grafiki z postaciami z Dragon Balla, które w Monopoly Dragon Ball Z pełnią rolę nieruchomości, które możemy zakupić stając na odpowiednich polach. To dość dziwna zmiana – kupowanie bohaterów, zamiast miejscówek, ale w końcu to postacie są siłą tej licencji.
Metalowe pionki zaprojektowano wybierając przedmioty kojarzące się z mangą. Mamy wiec Smoczy radar, zbroję Saiyanina, miecz Trunksa, kapsułkę, skorupę żółwia i smoczą kulę. Również waluta, którą się posługujemy, to obowiązująca w świecie Dragon Balla Zeni w nominałach 500, 100, 50, 20, 10, 5 i 1. Tutaj jednak mamy pewną niespójność – na banknotach widnieje literka M, a nie Z. Być może licencjodawca nie zgodził się na tę zmianę.
Zasady gry są identyczne jak w klasyczne Monopoly, więc pozwolicie, że nie będę ich przybliżał. Skupię się raczej na różnicach lub elementach wyróżniających niniejszą edycję. Część już wymieniłem, ale z pewnością warto odnotować kolejne. Domy i hotele, które budujemy zazwyczaj na zakupionych nieruchomościach, wyglądają praktycznie identycznie, jak w standardowej edycji, ale nazywają się inaczej – są to odpowiednio Domy Kame i Komnaty Ducha i Czasu.
Pola transportowe zastąpione zostały przez pojazdy – samochód Songo, Statek Capsule Corp., Magiczną chmurkę i Wehikuł czasu Tronka. Zauważcie, że w polskiej wersji wydawca używa nazewnictwa użytego w rodzimej edycji anime, nie zdziwcie się więc, gdy zamiast Piccolo zakupicie kartę z napisem Szatan Serduszko. To naprawdę miły gest w stronę fanów i z pewnością ucieszy wszystkich, którzy tracili godziny przed telewizorem.
Karty Szans i Kasy społecznej zastąpiły karty Capsule Corp. i Armii Czerwonej Wstęgi. Ich treść nawiązuje oczywiście do wydarzeń ze świata Dragon Balla. Na planszy znajdują się też pola naukowców – Bulmy i jej ojca. Można je kupić, a gdy przeciwnik na nich stanie, rzuca dwoma kostkami, by określić wysokość czynszu do zapłaty. Wynik mnoży się przez cztery, za wyjątkiem sytuacji, gdy ktoś posiada obie postacie. Wtedy wynik rzutu mnożony jest przez dziesięć, a więc graczowi grozi maksymalnie 120 Zeni „kary”.
Jakość wykonania gry jest bardzo wysoka, ale do tego przyzwyczaił nas już wydawca – miałem w rękach inne edycję, chociażby Gry o tron i również prezentowała się bardzo dobrze. Zarówno plansza, pionki, jak i jakość nadruków czy nasycenie kolorów – naprawdę nie ma się do czego przyczepić, może poza jakością banknotów, które łatwo jest pogiąć i zniszczyć.
Po kilku godzinach gry w Monopoly Dragon Ball Z zauważycie te same zjawiska, które występują przy każdej tego typu zabawie – kłótnie z przyjaciółmi, dziećmi, rozpadające się małżeństwa, może nawet zbite talerze. Oczywiście żartuje sobie, ale przecież sami wiecie najlepiej, jakie emocje potrafi wyzwolić ta gra. Jeśli więc sami jesteście fanami kultowej mangi Akiry Toriyamy, albo macie takowych wśród swoich najbliższych, ta planszówka będzie ciekawą propozycją do położenia pod choinką.
Grę do recenzji dostarczyła księgarnia internetowa Inverso.pl. Monopoly Dragon Ball Z możecie kupić tutaj.