Metal Gear Survive – recenzja świetnego survivala, który… nie jest Metal Gearem

Survival to gatunek gier, który niejednokrotnie zaskakuje pomysłem na poprowadzenie fabuły. Idei na osadzenie historii produkcji może być wiele – począwszy od przyziemnych, psychologicznych dreszczowców, w których uciekamy przed psychotycznymi oprawcami jak w Outlast, poprzez mroczne horrory z czarną magią w roli głównej jak w Amnesia: The Dark Descent, The Forest czy The Evil Within 2, aż po tych przedstawicieli gatunku, w przypadku których stykamy się z bogatą historią stricte science fiction jak np. obce, wrogie formy życia czy wymykające się spod kontroli eksperymenty biotechnologiczne, co znamy z takich gier jak najnowszy Resident Evil czy Alien: Isolation. Jednak produkcję o której mowa odróżnia od innych jeden fakt, który zasadniczo zmienia jej strukturę – duży, otwarty świat, który możemy dowolnie przemierzać i odkrywać. Tylko jeden spośród wymienionych przykładów jest tutaj podobnych to przedmiotu tego artykułu, a jest nim The Forest. Ale nie o nim mowa, albowiem dzisiaj weźmiemy na warsztat Metal Gear Survive – świetny, otwarty, ale wciąż mroczny survival, a zarazem… bardzo słaby Metal Gear.

20180428184338 1

Zobacz również: Darkest Dungeon Ancestral Edition – recenzja frustrującej gry, którą i tak będziesz chciał ukończyć!

Jedno z najnowszych dzieł rozpoznawalnego od lat Konami zbiera w sieci zatrważająco słabe oceny. Daleko mi do Krzysztofa Jackowskiego, ale widzę jasno co jest prawdopodobnie głównym powodem tak przytłaczających opinii. Najnowsza odsłona serii – o pardon, powinniśmy nazwać ją spin-offem – jest wyróżniającą się grą survival, ale z Metal Gearem ma niewiele wspólnego. Oczywiście nie licząc silnika, którym jest Fox Engine. Wszystko w dużej mierze dlatego, że cały aspekt skradankowy idzie w… tam, gdzie misterny plan Stefana Siary Siarzewskiego. Fakt – za zabijanie wrogów ciosem w plecy dostajemy profity, ale i tak większość z nich będziemy musieli usuwać niczym Rambo – szarżując na nich z najlepszą giwerą jaką mamy. Nici z subtelnego, strategicznego usuwania niepostrzeżenie naszych adwersaży. Innymi zarzutami malkontentów oceniających było to, że Konami zrobiło tą produkcją po prostu skok na kasę – gra ma tryb kooperacji, ma jakieś mikropłatności, a nie powstawała od zera – wiele elementów w jej tworzeniu zaadaptowano po prostu z MGS V, co umożliwiło zaoszczędzenie na zasobach potrzebnych do jej produkcji. No i gwóźdź do trumny ze strony fanów serii – nie sterujemy żadnym turbo-super-hiper-żołnierzem Snejkiem

20180428182027 1

Zobacz również: Northgard – Recenzja nowego RTSa od Shiro Games!

Nie trzeba być ponadprzeciętnie spostrzegawczym, aby zauważyć, że większość negatywnych ocen pochodzi od osób uważających się za entuzjastów sagi o bezkonkurencyjnym żołnierzu do zadań specjalnych. Hurr-durr, 2/10, bo nie skradam się Snejkiem… Jest to z jednej strony zrozumiałe – fani serii mogli poczuć się oszukani, bo tytuł nieco jednak zobowiązuje. Ale odrzućmy w dal sentymenty czy ufne oczekiwania. Gamedev to biznes, więc skoki producentów na kasę to coś normalnego. Wpadanie w (rzekomo…) słuszny gniew z tego powodu to trochę hipokryzja w czasach, gdy w tak wielu grach napędzamy tandem pay2win. Rzecz jest jednak skrajnie niesprawiedliwa, gdy błotem obrzucana jest produkcja, która jest naprawdę ciekawą i wciągającą grą, mającą w sobie coś bezsprzecznie oryginalnego oraz niosącą ze sobą zakamuflowane wartości moralne. A taki właśnie jest nie-Metal Gear bardzo-Survive.

20180428175732 1

Jak przedstawia się fabuła? Jesteśmy żołnierzem Militaires Sans Frontières – a więc podkomendnym Naked Snake’a – podczas oblężenia bazy naszej frakcji na Morzu Karaibskim. Przeciwnikiem jest XOF – wrogie siły pod rozkazami Zero, a tak naprawdę Skullface’a, którego celem jest zniszczenie żywej legendy Snake’a oraz idei świata bez granic. W czasie bitwy na platformie Mother Base, MSF odnosi kolosalne straty, a baza za sprawą dotkliwych uszkodzeń tonie. W tym czasie nad tonącą platformą otwiera się osobliwość czasoprzestrzenna, zasysająca wszystko z wprawą większą od Marty Linkiewicz.

20180428183834 1

Wciąga ona (osobliwość, nie Marta) naszego towarzysza broni, którego pomimo prób nie udaje nam się uratować. Sami zostajemy prawie pochłonięci, jednak dziura w ostatnim momencie się zamyka. Jakiś czas później, podczas porządkowania ciał ofiar konfliktu przez służby wojskowe, na nasze ciało (?) trafia czarnoskóry naukowiec.

20180428181004 1

Z góry przeprasza za to, na co zamierza nas skazać, ale sprawa jest najwyższej rangi. Pewien czas potem zostajemy przywróceni do sił życiowych. Nasz nowy, sympatyczny koleżka opowiada nam o niepokojącej dziurze czasoprzestrzennej oraz o tym, co się za nią kryje. Okazuje się bowiem, że po drugiej stronie króliczej nory jest równoległy świat spustoszony przez wyjątkowo inwazyjną, bezwzględną formę życia, która zamienia ciała ludzi w krwiożercze zombie z… czerwonym kryształem zamiast głowy (nazywamy ich Wanderers – Wędrowcy). Za sprawą pewnych predyspozycji zostajemy oddelegowani do zbadania i zaradzenia temu problemowi. I tutaj zaczyna się nasza walka o przetrwanie w świecie, który cały czas zdaje się nas osaczać i wprowadza w poczucie niemal ciągłego zagrożenia. Zabójcza, nieprzenikniona mgła, opustoszałe posterunki, rozległe pustkowia oraz dudniące pustym echem bazy wojskowe, samotna krucjata, intryga i obłęd, a także zastępny Wędrowców, którzy natarczywie zapraszają nas, aby dołączyć do ich ekskluzywnego klubu tępych, krwiożerczych żywych trupów.

20180430212601 1

Zobacz również: Spider-Man. Garść informacji – czy będziemy mogli zmieniać porę dnia?

Uwaga, uwaga (butthurt alert!) – zamierzam bronić Survivala. Darowałem sobie tutaj resztę tytułu, bo w kwestii rozgrywki Metal Gear to nie jest. Jest to jednak wyróżniająca się gra swego gatunku. Musimy dbać o zdrowie naszego bohatera, którego sami kreujemy. Im bardziej jest głodny i spragniony, tym mniej ma zdrowia i wytrzymałości, a jeśli pasek głodu lub pragnienia spadnie do zera – zaczynamy tracić zdrowie. To samo tyczy się eskapad wgłąb tajemniczej, zabójczej mgły, o której więcej dowiemy się w ciągu rozgrywki – jeśli zbiornik tlenu się wyczerpie to umrzemy poprzez uduszenie. Dbałość o tak trywialne kwestie daje dużo smaczku i pokazuje, że w tej grze naprawdę chodzi o przetrwanie. Dodać do tego należy liczne komplikacje jak brudna woda czy zepsute lub surowe jedzenie. I tutaj pojawia się kolejna kwestia – budowa bazy.

20180429134743 1

W bazie możemy ugotować lub uwędzić mięso, zagotować wodę. Możemy tam też naprawić ekwipunek czy zbiornik tlenu. System craftingu jest tutaj naprawdę ogromny. Rozbudowa naszej bazy operacyjnej pozwala na zaopatrzenie się w granaty, mołotowy czy przenośne umocnienia – za pomocą tworzenia małych tuneli czasoprzestrzennych zyskujemy możliwość stawiania umocnień, co jest kluczowe przy wydobywaniu energii z tajemniczych kryształów, które kojarzymy z uroczych główek morderczych ożywieńców. Wszystkie te elementy składają się na naprawdę wciągający survival, a to wszystko przedstawiłem w zaledwie okrojonym, telegraficznym skrócie.

20180503024754 1

Zobacz również: Ni No Kuni 2: Revenant Kingdom – recenzja wielkiego, baśniowego świata magii

Gdy już zapakujemy misia w teczkę – a oprócz misia kanapki, wodę, maczetę, młot, karabin, łuk i płonące strzały – możemy ruszać na misję. A te bywają dość odtwórcze, ale ratuje je fakt, że za każdym razem teren i przeciwnicy są nieco inni. To pozwala zwiedzać i zaprząta nasz umysł obmyśleniem dobrej strategii – stawić barierę z siatki i dźgać nicponi włócznią, ruszyć na nich z maczetą, zmarnować naboje do karabinu czy może po cichutku uraczyć naszych wrogów serią headshotów. Strategia jest tu ważna, zwłaszcza w zabezpieczaniu teleporterów (tak je nazwijmy!) oraz przy wydobywaniu energii, gdzie musimy stawić czoła kolejnym falom adwersaży. Należy pomyśleć o najlepszym ekwipunku, postawić odpowiednie umocnienia w kluczowych miejscach i oczywiście najważniejsze – nie dać się zabić. Bo chociaż zombiaki wydają się tępe i niezdarne, to w większych ilościach potrafią dać w kość.

20180428182629 1

Zwłaszcza kiedy oprócz zwykłych Wędrowców (Wanderer) pojawiają się wynaturzenia typu Bomber, Tracker, Mortar, Detonator czy opancerzeni Wędrowcy. Dochodzą do tego ich pupile – Watcher o aparycji zmutowanej ważki, który działa jako system monitoringu; Grabber, który zakamuflowany potrafi znienacka na chwilę nas unieruchomić oraz Crawler, który poza paskudnym wyglądem pajęczaka nie jest szczególnie warty uwagi. Najgorszym typem wroga jest bez wątpienia Mortar – dłoń służy mu za karabin, strzelbę i granatnik rażący na naprawdę imponującą odległość oraz Tracker, który oprócz dużej mobilności potrafi powalić kopniakiem z półobrotu (nie, nie będzie tu suchara o Chucku Norrisie). Kiedy już dostaliśmy z półobrotu w zęby i leżymy na plecach – możemy obserwować piękne niebo… Okej, może to słaba zmiana tematu, ale naprawdę na uwagę zasługuje tutaj grafika i fizyka gry. Obie są bardzo dopracowane do tego stopnia, że nawet biegnąc i szukając skrzynek z zasobami i ekwipunkiem, obserwując bieg naszego czempiona w pełnym rynsztunku – odczuwamy satysfakcję.

20180501012605 1

Jakkolwiek pragnę bronić tej dobrej gry – produkcja ma też wady. Pierwszym grzechem Konami jest tutaj fakt, że Metal Gear Survive TO NIE METAL GEAR. Nawet jak na spin-off ma niezbyt wiele wspólnego z serią. Drugim poważnym grzechem głównym japońskiego studia jest chęć wyciśnięcia z produkcji więcej kasy, niż się da. Zdaję sobie sprawę, że jakby nazwali grę tak słabym tytułem jak Lord of Dust: Survive czy na przykład Militaires Sans Frontiers: The Last Remnant, to nic by to konsumentum nie mówiło, ergo – nie przyciągnęło by to ich do sklepów. Ale podciągnięcie nowego projektu pod dzieło Kojimy to słabe zagranie. Wiemy, że szczęśliwej drogi już czas a Hideo oraz Konami nie są w najlepszych komitywach, ale coś takiego to po prostu nieetyczne zagranie względem fanów serii. Nieładnie, Konami, nieładnie. Do czary goryczy dolewa też tryb sieciowej kooperacji, który wymaga urozmaicenia i ożywienia. Lobby jest tam czasem bardziej martwe niż pustkowia, które przyjdzie nam przemierzyć w grze dla jednej osoby. A szkoda, bo zasoby jakie można zdobyć podczas rozgrywki wieloosobowej naprawdę zachęcają.

20180503025527 1

Jest też jedna wada, która służyć może podkreśleniu wrogości i poczucia osaczenia ze strony otaczającego nas świata, ale mnie bardzo ona drażni – przemierzając świat nie uświadczymy żywej duszy. Tak, są misje ratowania nieprzytomnych ludzi, którzy podzielili nasz los i trafili do tego przeklętego miejsca. Po uratowaniu ich zasilają naszą bazę i możemy im przydzielić zadania. Tylko, że… nic poza tym. Oni siedzą nieustannie w bazie, dłubią przy ziemniakach, siedzą na ławce albo gapią się na umocnienia. A fajnie byłoby poprowadzić wątek kogoś walczącego wespół z nami we mgle. Jest Reeve i Dan (który zamiast akcentu północnoamerykańskiego inżyniera mówi jak stary samuraj…), ale widzimy przejawy ich osobowości tylko na przerywnikach filmowych. No, ale czego więcej się spodziewać – Konami stworzyło produkt z solidnych, gotowych podwalin. Wystarczyło zalać wrzątkiem i gotowe – w tym przypadku zalanie wrzątkiem to metafora pomysłu apokalipsy zombie, która jest tak naprawdę buntem maszyn i obcą formą życia zarazem. No, ale bez spoilerów…


Grę zakupicie na stronie Kinguin.net!


Gra była recenzowana na platformie PC

Ilustracje: materiały autorskie z gameplayu

Redaktor

Mały, szary człowiek. Tak podsumowałby go pewnie Adam Ostrowski. Albo też "bardzo dziwny, zaczarowany chłopiec" jak zrobiłby to Nat King Cole. Niepoprawny politycznie obserwator współczesności - świata, kina, książek i gier wideo.

Więcej informacji o
, ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?