Fallout 4 – recenzja

Fallout 4, jedna z najważniejszych premier tego roku to tytuł z ogromnym potencjałem i historią. Na reklamę twórcy gry, firma Bethesda wydała górę pieniędzy. Gra kreowana była i jest jako przełom i rewolucja,na twórcach gry spoczywała zatem duża presja. Kto grał w dwie pierwsze części Fallouta wie, że są to niedoścignione produkcje stawiające poprzeczkę bardzo wysoko. Prawdziwa rewolucja odbyła się w Fallout 3, przyniósł ze sobą sporo zmian. Zmieniono w nim całkowicie perspektywę z izometrycznego rzutu na widok z pierwszej osoby. Okazało się, że zmiana daje sporo możliwości, jednak trzeci Fallout okazał się grą średnią. Nie była to produkcja zła, jednak brakowało jej czegoś nienazwanego… czegoś Falloutowego.

Do gry wkroczyło studio Obsidian, które udowodniło, że zna się na rzeczy. Stworzony przez nich Fallout: New Vegas dowiózł rzeczy, których nie potrafiła przekazać trójka. Recepta na przepis była prosta. Okazało się, że wystarczyło zostawić to co było dobrego w Falloucie 3 i położyć nacisk na fabułę, dialogi, stworzyć charakterystyczne postacie co stworzyło niepowtarzalny klimat. Fallout: New Vegas był tytułem, w który zagrywałem się godzinami.

Pięć lat zajęło Bethesdzie stworzenie kolejnej odsłony serii, i mam wrażenie, że był to okres nieco za krótki.Nie ukrywam, że jestem fanem postapokaliptycznego świata Fallouta, dlatego do gry podchodziłem z wielką nadzieją i sentymentem.Fallout 4, reklamowany do granic możliwości, w mojej ocenie może i jest godny miana kolejnej części sagi, ale na pewno nie będzie najlepszą.

Fallout 4 wygląda poprawnie

Oprawa wizualna w najnowszym dziele Bethesdy jest poprawna, ale delikatnie mówiąc niczego nie urywa. Na szczęście jednak nie onastanowi kwintesencję jakiegokolwiek RPG. Wiadomo, że graficy i tak mieli sporo pracy, gdyż świat Fallouta 4jest ogromny. Czasami jednak czuję niedosyt, kiedy szwendając się po zaułkach jakiegoś miasta, widzę dokładnie taki sam zestaw tekstur jak w poprzedniej lokalizacji. Wiele elementów żywcem wyjęto z poprzednich części np. zniszczoną autostradę. Krążąc po pustkowiach miałem wrażenie permanentnego deja vu. Twórcy mogli się pokusić o wprowadzenie czegoś nowego wnoszącego jakiś powiew świeżości.  Brakuje mi lokacji zapierających dech w piersiach, wywołujących chęć wpatrywania się w nie do wypalenia gałek ocznych przez popsuty monitor. Nie należy też zapominać o tradycyjnych już w przypadku Bethesdy bugów. Tekstury się rozłaziły, przenikały, łączyły nie tam gdzie trzeba. W niektórych miejscach można było “pływać w ścianie”.

Modele postaci są przyzwoite i nie można się do nich przyczepić. Przeszkadzają mi za to modele broni. Karabiny oblepiane taśmą klejącą? Albo takie które mają model na ¼ ekranu? Rozumiem, że Fallout ma mieć klimat, ale to jest lekka przesada i w mojej ocenie te rozwiązania jedynie psują nastrój.

Ścieżka dźwiękowa natomiast jest na wysokim poziomie. Nic w tym dziwnego skoro odpowiedzialni są za nią Ci sami ludzie (Inon Zur) co w przypadku poprzednich części.  Dźwięki pasują do postapokaliptycznego świata, są zagadkowe, dziwne, unikalne, klimatyczne.

Rozgrywka nie różni się zbytnio od dwóch poprzedniczek,nadal mamy widok FPP. Usprawniono trochę Pip Boya, w którego wrzucono wszystko co się da, questy, mapy, radio, całe wyposażenie, rozwój umiejętności.

Czegoś na pustkowiach brak

Jak już wspomniałem, siłą Falloutów zawsze był klimat, fabuła i dialogi (może z niedociągnięciami w Falloucie 3). Czwarta część niestety odstaje od poprzedniczek pod tym względem. Nie chcę spojlerować, ale fabuła nie prezentuje się zbyt okazale. Jest banalna, mało rozbudowana, czasami infantylna. Dodatkowo prowadzona przeze mnie postać nie napotkała jakiś większych intryg czy emocjonujących wyborów. Niby dołączyłem do dwóch grup, ale nie stało się z tego powodu nic zaskakującego, wymagającego, czy intrygującego.

Z dialogami też nie jest za dobrze. Są proste i powierzchowne i mamy mało opcji do wyboru. Tworząc moją postać wybrałem większą inteligencję i siłę perswazji, w które inwestowałem później, licząc na dodatkowe opcje dialogowe. Niestety nie wypłynęło to bardziej rozwijająco na rozmowy prowadzone na pustkowiach. Różnice są ledwo zauważalne. Ot, czasami pojawiała się dodatkowa opcja, która kończyła się przyznaniem paru punktów doświadczenia. Nieudane próby „zagadania” kogoś nie niosą ze sobą żadnych konsekwencji. Nie spodziewałem się dialogów na poziomie Baldur`s Gate, czy Planescape Torment, ale stopień uproszczenia jest uderzający.

Podobnie jest z questami. Głównie polegają na zadaniach typu, przynieś coś, zabij kogoś, napraw coś. Powoduje to marazm i ziewanie w trakcie zabawy. Po Falloucie spodziewam się jednak czegoś innego – ciężkich misji, trudnych wyborów potrafiących zmienić całą rozgrywkę. Brakuje mi niepewności i zaskoczenia, świadomości, że każde moje słowo ma swoją wagę. Właśnie to stanowiło  magię Fallouta. Fallout 4 za bardzo prowadzi gracza za rękę.

Fallout 4 – Głupi przeciwnicy, nieśmiertalni towarzysze

Należy zwrócić też uwagę na inteligencję przeciwników, a właściwie na jej praktyczny brak.Wrogowie bardzo często stoją w miejscu i nie podejmują żadnych działań, które mogłyby utrudnić graczowi życie. Dodatkowo potrafią się “zaciąć” w niektórych miejscach, pozwalając na zgarnięcie darmowego zabójstwa. Wrogowie niskopoziomowi jeszcze tak nie irytują, ale takie zacięcia przy większych draniach zabierają sporo satysfakcji i frajdy z zabawy.

Warto wspomnieć również o frakcjach. Jest ich parę i można próbować zasilić ich szeregi przyjmując nowe zadania od ich członków. Pomysł nie jest nowy, ponieważ stronnictwa pojawiały się w poprzednich częściach. Jest to dobre inspiracja, która urozmaica rozgrywkę. Frakcje są różne i każdy znajdzie sobie grupę, w której poczuje się dobrze.

Tak samo jak w poprzednich częściach po pustkowiach nie podróżujemy samotnie. Fallout 4 oferuje bardzo fajny wybór towarzyszy broni. Można się tu bowiem zakumplować z prawdziwym psem. Twój własny owczarek niemiecki będzie za Tobą podążał, ostrzegał przed niebezpieczeństwem szczekając, czy wyszukiwał przedmiotów. Pies okazał się wspaniałym towarzyszem podróży. Nie raz wykopywał mi spod ziemi stimpacka czy inny użyteczny przedmiot. Czworonóg jest również przydatny podczas starć, doskonale bowiem radzi sobie ze słabszymi przeciwnikami. Psiak niestety jest siedliskiem bugów, niektórych całkiem zabawnych. Podpalony przez mołotowa zwierzak biega przez chwilę ogarnięty płomieniami, by po chwili być zdrów jak ryba. Nasz towarzysz potrafi też często się zablokować czy przeteleportować się w tekstury.

Kompletną nowością w serii za to jest housing – możliwość zbudowania i ulepszania swojego osiedla. Można budować domy, podłączać prąd, wodę, zaspokajać wszelkie potrzeby mieszkańców, żeby trudy życia na pustkowiach doskwierały im jak najmniej. Pomysł nie jest zły, mnie osobiście ten wątek nie wciągnął, bo zamiast zajmować się domowymi pieleszami wolałem poszukać jakiejś przygody.

Tylko wojna… wojna się nie zmienia

Czwarty Fallout jest grą nierówną. Ma w sobie wielki potencjał, jednak do przepoczwarzenia się w prawdziwy diament potrzebuje bardzo wielu szlifów przez co w moim prywatnym zestawieniu nie kandyduje nawet na grę roku.Warstwa fabularna kuleje. Brakuje w niej czegoś wyjątkowego, zaskoczenia, dylematów, fabuły,  porządnych dialogów, losowości. Gra nie wciąga tak strasznie jak poprzedniczki. Jest porządną produkcją, ale nie wybijającą się ponad przeciętną. Może zgodnie z tradycją kolejną część zrobi Obsidian i znowu będzie można zarywać nocki, żeby tylko wykonać kolejne świetnie pomyślane zadanie. Przesadą jest również cena serwowana przy premierze, ale miliony dolarów wydane na reklamy muszą się z czegoś zwrócić.

Autorem oryginalnego tekstu jest Piotr Rutkowski

Graliśmy na: PC

Czytaj więcej na zaprzyjaźnionym Gameshrine.pl

Stały współpracownik

Dziennikarz i tłumacz ale posiada wiele innych twarzy. Poszukuje rozwiązań wydłużających dobę do 72 h.

Więcej informacji o
, ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?