Powroty, powroty – kino jest nimi ostatnio przesiąknięte, bo co chwila pojawiają się kontynuacja starych przebojów, albo nowe ich wersje. W końcu przyszedł czas również na Tarzana, o którym opowiada film Davida Yatesa, z podtytułem Legenda.
Głównego bohatera poznajemy wiele lat po tym, jak opuścił afrykańską dżunglę – kiedy funkcjonuje w społeczeństwie jako John Clayton III. Musi on jednak wrócić do Konga, by zadbać o przyjaciół. Zagraża im bowiem Leon Rom, zaufany króla Belgii, którego państwo bankrutuje, więc chce położyć rękę na złożach drogocennych diamentów.
Zobacz również: Tarzan: Legenda – finalny zwiastun produkcji!
Twórcy wyszli z założenia, słusznego skądinąd, że chyba każdy zna opowieść o chłopcu, którego rodzice trafili do dżungli, a po tym jak umarli, został wychowany przez małpy. Yates pokazuje fragmenty wcześniejszego życia Tarzana w niedługich retrospekcjach, głównie po to, by wyjaśnić kilka wątków dziejących się w teraźniejszości. Wychodzi to całkiem nieźle, Tarzan: Legenda ma bardzo dobre tempo – za każdym razem, gdy widz zaczyna się nudzić tym, co akurat ogląda, przeskakuje w czasie i dowiaduje się o czymś innym. Gdyby jeszcze tylko było w tym wszystkim więcej emocji, produkcję Yatesa oglądałoby się z jeszcze większą przyjemnością. Nie znaczy to, że jest to film zimny, w który nie da się zaangażować. Mam jednak wrażenie, że dało się tchnąć trochę więcej życia w pokazywane wydarzenia.
Zobacz również: Tarzan: Legenda – zobacz fragmenty filmu!
Nic za to nie można zarzucić stronie wizualnej Tarzana: Legendy. Efekty specjalne robią piorunujące wrażenie, zarówno gdy weźmie się pod uwagę zwierzęta, jak i gonitwy po dżungli, toczone najczęściej – oczywiście – przy pomocy lian. Dodatkowym atutem są bardzo ładne i przemyślane zdjęcia, dobrze współgrające z klimatem poszczególnych scen. Ton nadaje im bardzo ładna muzyka. Całość prezentuje się więc spektakularnie, jednocześnie nigdy nie przykrywając sobą bohaterów.
Zobacz również: Kong: Skull Island z największym King Kongiem w historii!
To właśnie oni są tu najważniejsi i chociaż trudno byłoby mówić o jakiejś wielkie psychologii, czy specjalnie rozwiniętych charakterach, to jednak nie wywołują oni obojętności. Alexander Skarsgard dobrze łączy w sobie cywilizację i naturę, zaś grająca Jane Margot Robbie nie jest typową, zahukaną kobietą w potrzebie – potrafi też sama o siebie dbać. Sprawdzają się też Samuel L. Jackson, który stanowi główne źródło humoru oraz Christoph Waltz, po raz kolejny grający złego bohatera. I chociaż smutne jest to, jak coraz bardziej daje się szufladkować, w Tarzanie: Legendzie nie jedzie na autopilocie, tworząc nie do końca jednoznacznego przeciwnika.
Zobacz również: Star Trek: W nieznane – Rihanna podbija wszechświat utworze promującym film!
Przyznam, że Tarzan: Legenda jest dla mnie pewnym zaskoczeniem. Spodziewałem się filmu znacznie gorszego i znacznie głupszego. Mimo że nie ma tu miejsca na wielkie przemyślenia, to jednak Yates i spółka nie obrażają inteligencji widza, podchodząc do swojego dzieła z odpowiednim dystansem. Szkoda tylko, że o jego filmie zapomina się niemal od razu po wyjściu z kina. Wcześniej jednak czekają na Was prawie dwie godziny bardzo porządnej rozrywki.
Ilustracja wprowadzenia: Warner Bros. Pictures