Trylogia braci cudownie przemienionych w siostry Wachowskie z pewnością należy do kanonu kina sci-fi. Ba, śmiem twierdzić, że należy ona wręcz do kanonu kinematografii jako takiej. Wszyscy wiemy bowiem, iż dzieło życia Lany i Lilly najeżone było odniesieniami i kontekstami filozoficznymi oraz teologicznymi, co z miejsca czyni tę pozycję godną polecenia każdemu szanującemu się kinomanowi oraz… miłośnikowi teorii spiskowych oraz nadinterpretacji. Tak, ci drudzy pewnie mieli tu nie lada ubaw, próbując rozszyfrować zagadki umieszczone wewnątrz produkcji przez twórców. I o ile większość z nich już jakieś wytłumaczenie znalazło, tak wciąż jedna pozostawała totalną enigmą. A mianowicie treść zielonego kodu z najbardziej rozpoznawalnej sekwencji wizualnej w historii. Wielu na nim dorobiło się pewnie siwych włosów i poobgryzanych paznokci, ale było warto. Było, ponieważ scenograf Matrixa, Simon Whiteley, odkrył przed nami wszystkie karty:
Chciałbym powiedzieć wszystkim, że kod z Matrixa powstał z japońskich przepisów na sushi. Bez tego kodu nie byłoby Matrixa.
https://www.youtube.com/watch?v=kqUR3KtWbTk
Czyli… Matrix to sushi. Interesująca propozycja teoretyczna. Warto wziąć ją pod rozwagę, gdy znów będziecie chcieli odnosić zawartość filmu do filozofii Martina Heideggera. Może rzeczywiście ten byt i byt bycia, którym tak bardzo interesował się niemiecki filozof w swoich badaniach, znaczy tyle co sushi i elementy je konstytuujące. Może sushi, jako pewna zamknięta czasoprzestrzeń, ograniczona walorami materialnej konsumpcji, jest symbolem metaforycznej konstrukcji Dasein. A może po prostu fajnie ten kod wyglądał i Whiteley’owi przyszła doskonała myśl oparcia na nim swojej wizualizacji. Tak też mogło być.
Źródło: theindependent.com / Ilustracja wprowadzenia: kadr z filmu Matrix