Przy dziele, które trwa aż 2 godziny i 40 minut raczej nie możemy narzekać na jego długość. To i tak o wiele dłuższy metraż niż prezentuje nam większość filmów emitowanych w kinach. Okazuje się jednak, że Tarantino nakręcił jeszcze więcej scen. Niektóre jednak zostały wycięte z finalnej wersji Pewnego razu… w Hollywood. Dziwi to o tyle bardziej, gdy zauważymy, że chodzi o sekwencje z udziałem Charlesa Mansona.
Informacje o dodatkowej zawartości przekazał sam Damon Herriman, odgrywający postać mordercy. W wywiadzie dla Entertainment Weekly podzielił się również wiedzą w jakim tonie były wycięte sceny.
Nakręciliśmy trochę więcej niż jest w filmie. [Tarantino] wiele wyciął z finalnej wersji. Te sceny były trochę lżejsze i zabawne. Były bardziej humorystyczne niż cokolwiek co miałem okazję zagrać w Mindhunter.
Warto wspomnieć, że to już drugi raz, gdy Herriman gra Charlesa Mansona. Pierwszy kontakt z tą postacią aktor miał właśnie przy angażu do serialu Mindhunter. Z tego względu Damon miał wątpliwości czy Tarantino będzie chciał by grał u niego aktor już kojarzony z tą rolą.
Miałem mieszane odczucia na ten temat, ponieważ nie mogę odmówić przesłuchania Quentinowi Tarantino, ale wiedziałem również, że jest bardzo mało prawdopodobne, by wybrał gościa, który już gra tę postać. Jak się okazało, nie miał jednak nic przeciwko.
Pewnego razu… w Hollywood zadebiutowało w kinach w Polsce 16 sierpnia. Dziewiąty film Tarantino okazał się najlepiej zarabiającym dziełem tego reżysera w Polsce. W obsadzie oprócz Damona Herrimana występują Brad Pitt, Leonardo DiCaprio, Margot Robbie i Al Pacino.
Źródło: ew.com / Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe