Zgodnie ze słowami wicepremiera, łącznie wsparto lub zainicjowano ponad dwadzieścia projektów fabularnych i jeszcze więcej dokumentów. Część z tych produkcji jest na różnym etapie realizacji (Kurier, Legiony, Bojowcy, Piłsudski) lub zapowiedzi ich powstania pojawiały się w medialnych publikacjach (Anders). Stąd wiadomo, że będą one dużymi produkcjami jak na polskie warunki, ale trudno nazwać je hollywoodzkimi superprodukcjami. Nie są również tworzone przez zagranicznych filmowców.
Realizujemy wiele filmów historycznych, także wspólnie z TVP, np. serial Bojowcy o młodych piłsudczykach – dwa pierwsze odcinki pokażemy już 11 listopada. Do tego film Legiony, wspieramy też realizowaną przez prywatnego przedsiębiorcę hollywoodzką wersję Jacka Stronga, czyli filmu o płk. Kuklińskim. Oprócz tego przygotowujemy wiele innych produkcji, m.in. trzy filmy o armii Andersa, o Piłsudskim, o Nowaku-Jeziorańskim, o Pietrzykowskim, bokserze z obozy koncentracyjnego, o geniuszach matematycznych ze Lwowa, o Pileckim, o „Orle”, o rodzinie Ulmów, Paderewskim, Irenie Sendlerowej, ks. Romanie Kotlarzu, zamordowanym przez komunistów po strajkach radomskich… Chcemy wskrzesić dla widza zapomniane postaci, jak Szmul Zygielbojm – polski polityk żydowskiego pochodzenia, który popełnił w Londynie samobójstwo widząc obojętność Zachodu na powstanie w Gettcie Warszawskim. Jest też Zieja o księdzu Janie Zieji – żołnierzu wojny w 1920 i 1939 roku, a jednocześnie zadeklarowanym pacyfiście i członku KOR. To piękna postać z polskiej historii. Najszybciej będzie chyba Kurier o Nowaku-Jeziorańskim, później może Klecha o ks. Kotlarzu, Jack Strong; potencjał mają wszystkie projekty ale efekt finalny zależy od artystów. Minister i jego współpracownicy może tylko inspirować, wybierać w dostępnych ofertach artystycznych, popędzać, wspierać… Jeśli chodzi o rzeczy, które wspieraliśmy od początku, to już za kilka tygodni zobaczymy Bojowców w TVP. Wsparliśmy też prezentowanego już w Gdyni Kamerdynera Filipa Bajona.
Wspomniane wyżej filmy to nie wszystkie filmowe projekty wspomniane w wywiadze. Najbliżej miana superprodukcji powstającej dla międzynarodowego widza jest anglojęzycznemu remakowi Jacka Stronga oraz czterem innym filmom zaanonsowanym przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wśród nich jest film o Merianie C. Cooperze, reżyserze King Konga z 1933 roku, który służył w polskim lotnictwie podczas wojny polsko-bolszewickiej oraz produkcje osadzone w trakcie II Wojny Światowej.
Tak, więc z tego typu produkcji mamy Jacka Stronga. Przygotowujemy też film o Ulmach. W dystrybucji międzynarodowej będzie również kilka innych koprodukcji, jeden z projektów o Pileckim idzie w tym kierunku, także Cooper i Jerusalem Avenue (tytuł nawiązujący do słów Donalda Trumpa tutaj w Warszawie). Dwa ostatnie to produkcje międzynarodowe, bo bohaterowie to Amerykanin i Anglik uwikłani w polskie losy.
Zobacz również: „Nie pomyl filmu”. Szczyt żenady a promocja Dywizjonu 303
Wicepremier Piotr Gliński wyjaśnił również dlaczego żaden z filmów jeszcze nie trafił na ekrany.
Przypominam, że produkcja hollywoodzka to od pomysłu do premiery co najmniej 5-6 lat. Na ogół dłużej. My jeszcze 3 lat nie rządzimy. Ale staramy się to robić. Uspokajam też wszystkich, że to nie minister robi filmy, tylko twórcy. Jeśli przynoszą dobre pomysły, to je wspieramy, jeśli nie, to nad nimi dalej pracujemy. Od tego mamy PISF i niezależne komisje eksperckie. To trwa, ale dzieje się.
Oznacza to, że prawdopodobnie za szybko ich nie zobaczymy, chociaż sporym bodźcem może być uruchomienie funduszu filmowego w wysokości 70 milionów dolarów. Zarządzający nim Piotr Śliwowski w rozmowie z Variety zapowiadał, że wspierane z niego będą wyskobudżetowe anglojęzyczne produkcje od hollywoodzkich scenarzystów, które będą promować Polskę.
Źródło: wiadomosci.wp.pl / ilustracja wprowadzenia: kolaż kadr z youtube[Maskacjusz TV]/materiały prasowe