„The Big Short” – pierwsza polska recenzja hitu z Bale’em, Pittem i Goslingiem!

Kino jest jednym z najlepszych środków wyrazu, aby zrobić rachunek sumienia czy rozliczyć się ze swoimi fobiami i obawami. Każde większe wydarzenie, które odciska swoje piętno na całym narodzie lub danym społeczeństwie, prędzej czy później zostanie pokazane na wielkich ekranach. „The Big Short” w reżyserii Adama McKaya, który dał nam świetnego „Anchormana”, w całości traktuje o bańce spekulacyjnej, która dekadę temu wstrząsnęła amerykańskim rynkiem nieruchomości. Film oparty został na książce Michaela Lewisa, autora m.in. „Moneyball”.

bigshottrailer

Droga do finansowego kryzysu ukazana jest z punktu widzenia kilku bohaterów, wzorowanych na autentycznych postaciach. Jako jedyni (a przynajmniej jedni z pierwszych) przewidzieli oni skutki pompowania rynku i jego rychły upadek. Finansiści i managerowie znaleźli także sposób, by zarobić na nadchodzącym krachu gigantyczne pieniądze, co wymagało nie tylko odwagi graniczącej z szaleństwem, ale i specyficznego rodzaju moralności, która pozwala patrzeć na rosnący portfel, kiedy miliony ludzi tracą domy, pracę i oszczędności całego życia.

„The Big Short” to ponad dwugodzinna analiza skutków i przyczyn napędzanego przez banki i fundusze kryzysu, którego żaden przeciętny człowiek nie miał szans zrozumieć, aż do momentu, gdy sam znalazł się na bruku. Twórcom udała się rzecz niesamowita: poruszyli bardzo skomplikowany problem, który na pierwszy rzut oka czytelny jest tylko dla analityków, bankierów i finansistów, ale przełożyli go na język uniwersalny i łatwy do zrozumienia dla wszystkich widzów. Wykorzystali przy tym kilka bardzo oryginalnych zabiegów, takich jak gościnne występy gwiazd (m.in. Selena Gomez i Margot Robbie), które łamiąc czwartą ścianę zwracają się prosto do widza z łopatologicznym wyjaśnieniem.

maxresdefault

Kulisy bankowych przekrętów, wyrażone w liczbach, słupkach i wykresach, zapewne nie interesują przeciętnego Kowalskiego. Mimo to McKayowi i ekipie udało się stworzyć jeden z najbardziej wciągających filmów, jakie dane mi było ostatnio oglądać. Nie ma tu pościgów, strzelanin, seksu, romansów – są tylko wyraziści bohaterowie, którzy przykuwają wzrok do ekranu. Ogromna w tym zasługa doskonałej, gwiazdorskiej obsady, do której należą m.in. Christian Bale, Steve Carell, Ryan Gosling i Brad Pitt. Każdy z nich reprezentuje zupełnie inny kierunek aktorstwa: Pitt gra zachowawczo, mentorsko, Gosling na luzie, cynicznie, Carell natomiast dramatycznie i w stylu choleryka. Show bezapelacyjnie kradnie jednak Christian Bale. Rolą niewidomego na jedno oko, cierpiącego na zespół Aspergera Michaela Burry’ego, po raz kolejny udowadnia swój aktorski kunszt. Zapewniam Was, ten występ bez dwóch zdań zasługuje na Oscara. Cztery wielkie nazwiska to nie koniec: drugi plan również błyszczy, a Jeremy Strong („The Good Wife”) czy Hamish Linklater („Newsroom”) doskonale uzupełniają główną obsadę.

bigshort

W „The Big Short” znajdziecie odpowiednio dramatyczną wymowę, szczyptę niewymuszonego humoru, nowoczesną muzykę i dynamiczny montaż, który teledyskowymi wstawkami rozładowuje atmosferę i daje widzowi chwilę do zastanowienia się nad omawianym problemem. To świetny film o kruchym i skorumpowanym rynku, na którym próbują odnaleźć się ostatni sprawiedliwi i racjonalni ludzie, a dobre i złe wybory skąpane są tu we wszystkich odcieniach szarości. Jako że „The Big Short” trafi do polskich kin 1 stycznia, śmiało możemy mówić o pierwszym kandydacie do czołówki najlepszych filmów 2016 roku.

https://www.youtube.com/watch?v=vgqG3ITMv1Q

Zastępca redaktora naczelnego

PR-owiec, recenzent, geek. Kocha kino, seriale, książki, komiksy i gry. Kumpel Grahama Mastertona. W MR odpowiedzialny za dział komiksów, książek i gier planszowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?