To, że Clint Eastwood jest znakomitym reżyserem wiadomo nie od wczoraj. Dlatego też od dłuższego czasu na każdy jego film czekam ze sporą niecierpliwością. Nie inaczej było w przypadku Sully, która to produkcja okazała się być przyjemnym spędzeniem półtorej godziny. Ale nic poza tym.
Prawdopodobnie słyszeliście o tym, czego dokonał pilot Chesley „Sully” Sullenberger. W 2009 roku, krótko po starcie pasażerskiego samolotu z lotniska LaGuardia w Nowym Jorku wskutek interakcji z nadlatującymi ptakami wysiadły oba silniki maszyny. Sully zdecydował się posadzić samolot na rzece Hudson i uratował ponad 150 osób. Film pokazuje kulisy śledztwa, mającego wyjaśnić, czy kapitan mógł zawrócić na któreś z okolicznych lotnisk i czy w związku z tym nie podjął zbyt dużego ryzyka.
Zobacz również: Tom Hanks z Fiatem 126p! Jestem podekscytowany swoim nowym autem!
Sully jest na swój sposób rewersem Snajpera, którego Eastwood nakręcił dwa lata temu. Oba filmy opowiadają o człowieku (krajowym bohaterze), który robi to, co lubi i jest w tym naprawdę dobry oraz doświadczony. To, że Chris Kyle zabijał ludzi, a Sully ich – w tym konkretnym przypadku – ratuje nie jest jedyną różnicą. Kyle w pewnym stopniu uciekał do Iraku od rodziny, Sully z kolei często rozmawia z żoną i jedyne o czym marzy, to by cała sprawa się skończyła i by mógł wrócić do domu. Im dłużej trwają przesłuchania, tym zaczyna mieć więcej wątpliwości i w którymś momencie sam już nie wie, czy manewr, który wykonał rzeczywiście był najlepszym możliwym wyborem.
Tym, co sprawia, że te dylematy działają i udzielają się widzowi jest aktorstwo. Tom Hanks bez problemu był w stanie mnie przekonać jednocześnie o sile swojego bohatera, jak i jego kruchości, spokoju i opanowaniu oraz niepokoju, że być może w końcu popełnił błąd, który sprawi, że nie będzie mógł już robić tego, co robił – i co kochał – przez całe życie. Cieszy mnie również występ Aarona Eckharta, którego bardzo lubię i który również staje na wysokości zadania jako drugi pilot i moralne wsparcie dla Sully’ego.
Zobacz również: Greyhound – Tom Hanks powraca na morze w kolejnej roli!
Jednak mimo że w filmie Eastwooda są emocje (co prawda niezbyt duże) i ma on dobre tempo, to Sully jest trochę zbyt standardową produkcją. Nie umiem tego dokładnie wytłumaczyć, odnoszę po prostu wrażenie, że taka historia powinna poruszyć mnie dużo bardziej. Z drugiej strony to, że mocno ogranicza się tu patos jest zaletą. Ale może dałoby się znaleźć jakiś złoty środek? Może też jest to kwestia tego, że w tym momencie nie bardzo już jestem w stanie przypomnieć sobie scenę samolotową (podczas gdy tę z Lotu Roberta Zemeckisa pamiętam znacznie lepiej)? Albo może dałoby się powiedzieć coś więcej na temat tego, w jaki sposób badane są tego typu zdarzenia lotnicze i powiększyć rozdźwięk między technikaliami, symulacjami a rzeczywistością? Co nie zmienia faktu, że komisja tzw. „ekspertów” Macierewicza mogłaby się tu sporo nauczyć.
Wydaje mi się, że czegoś tu zabrakło. Sully to film, który nie nudzi, ogląda się go dobrze i z przyjemnością. I również łatwo zapomina, zaraz po wyjściu z kina.
Ilustracja wprowadzenia: Materiały prasowe – Warner Bros.