Sequele, remaki, rebooty i prequele to wcale nie największe zło współczesnej kinematografii. Tak długo, jak twórcom nie brakuje pomysłów, niech trzaskają kontynuacje, aż im portfele eksplodują. Wszystko jest kwestią ilości zapakowanej jakości, szkoda tylko, iż nie znajdzie się jej za wiele w Złym mikołaju 2.
Kontynuowanie filmu Terry’ego Zwigoffa to chyba najgorszy możliwy pomysł, na jaki można było wpaść. Wbrew wszystkiemu, co może twierdzić marketing, pierwsza część nie była rubaszną komedią, stworzoną dla połączenia serii gagów i zapewnienia widzom bezmyślnej rozrywki, tak samo jak kategorii R nie dostała jedynie za przaśność dowcipów o seksie. Zły mikołaj okazał się emocjonalnie angażującym dramatem, okraszonym słodko-gorzką scenerią, starciem osoby skrajnie zepsutej z osobnikiem wciąż uroczo niewinnym i dobrym. Wszystko tam składało się w spójną całość i stanowiło zamkniętą historię. Innymi słowy, nikomu nie potrzeba było kontynuacji. Ale może twórcy wymyślili jakiś genialny pomysł na dalsze losy bohaterów?
Zobacz również: recenzja filmu Goście, goście 3: Rewolucja!
Wolne żarty, zwyczajnie postać Świętego Mikołaja, co przeklina i robi wszelkie brzydkie rzeczy, jakich mu nie wypada, to koncept idealny na całą serię przezabawnych dowcipasów. Tam, gdzie oryginał miał ambicje opowiedzieć dramatycznie wiarygodną historię, tu podarowano sobie wszelaką oryginalność i postawiono na masę przekleństw, gadanie o seksie i prezentowanie wszelakich obrzydliwości. Prostactwo najwyższej klasy. Gdzieś w innym świecie nawet nadawałoby się to na względnie znośną komedię samą w sobie, tylko że dziedzictwo kapitalnej pierwszej części ciąży nad tym festiwalem błazenady i obrażającego inteligencję widza scenariusza.
Pod względem zastosowanych schematów Zły Mikołaj 2 różni się od jedynki mniej więcej tak jak dwie pierwsze części Kevina samego w domu od siebie. Wykasowano całą przemianę, jaką tytułowy bohater przeszedł w filmie Terry’ego Zwigoffa, no i oczywiście dokooptowano mu tego samego karła, który swego czasu dość poważnie próbował zastrzelić naszego niegrzecznego Mikołaja. Bez skrupułów zdewastowano wszystko, co niegdyś swoją postacią reprezentował Brett Kelly, przemieniając go w upośledzonego oszołoma. Aczkolwiek żenujący skok na kasę nie byłby kompletny, gdyby nie odtworzono heist schematu z rabunkiem na wielką skalę. Zmieniła się instytucja, ale przebieg wydarzeń pozostał ten sam. Mimo że nasz bohater taki zdewastowany i niechętny, to znów przywdziewa znienawidzony kostium i zaczyna miotać się między przyzwoitością a degeneracją. Otrzeźwienie przyjdzie w pewnym sensie dopiero na sam finał, tylko czy wtedy nie będzie za późno na wygrzebanie się z życiowego dołka? Lewym, prawym czy środkowym okiem nie spojrzeć, inwencja twórcza to termin całkowicie obcy scenarzystom.
Zobacz również: przebojowy zwiastun komedii Office Christmas Party!
Nowość stanowi niby Christina Hendricks, służąca jako obiekt zainteresowań erotycznych Mikołaja (słowo „romantycznych” nie byłoby tu na miejscu), ale to przecież też powtórka z tego, co już raz mieliśmy przyjemność oglądać na ekranie. Aktorka prezentuje się oszałamiająco, jednak wielkie cycki i proszący się o ostre drenowanie, soczysty tyłek opięte w ciasne stroje, to chyba najbardziej prymitywna zagrywka na łapanie najpierwotniejszymi instynktami, niedojrzałych i niewyżytych seksualnie widzów, z której nic w sumie nie wynika. Jedynym elementem działającym w tej błazenadzie pozostaje wciąż Billy Bob Thornton, który nawet w najgorszym barachle wspina się na wyżyny aktorstwa. Przeklina po mistrzowsku, nie robi z siebie karykatury, jak większość obsady z Kathy Bates na czele, a jego ogólne emploi jeszcze się nie przejadło, więc w większości scen z nim można znaleźć sporo powodów do śmiechu.
Oczywiście w ostatecznym rozrachunku okazuje się to za mało. Zły Mikołaj 2 jest niczym nietrafiony prezent w wieczór wigilijny, kiedy prosiłeś o Playstation 4, a dostałeś Funstation 4. Da się pograć, ale wygórowane oczekiwania nie pozwalają na jakiekolwiek zachwyty. Ta komedia to najgorszy przykład żerowania na znanym tytule w celu wydojenia kolejnych grosików od biednych kinomanów. Wymyślcie sobie coś oryginalnego, panowie producenci.
Film obejrzeliśmy w: