Inteligentne kino science fiction przeżywa prawdziwy renesans. Po latach oglądania produkcji, w których punktem kulminacyjnym były eksplozje, wybuchy i efekty specjalne, od których dostajemy oczopląsów i epilepsji, twórcy wreszcie zaczęli dbać o nasze mózgi. Nowy początek Denisa Villeneuva śmiało może konkurować o miano najmądrzejszego filmu roku.
Najnowsza produkcja twórcy Sicario i Labiryntu to naturalna kontynuacja takich tytułów jak Grawitacja Alfonso Cuaróna, Interstellar Christophera Nolana czy Marsjanin Ridley’a Scotta. Choć w porównaniu do nich trudniej będzie o jednoznaczny sukces komercyjny, film ten bez wątpienia zasługuje na uwagę widzów. Jest wystarczająco spektakularny, by zarobić przyzwoite pieniądze w box officie, a przy tym piekielnie intrygujący.
Zobacz również: Westworld – na pierwszy rzut oka 1. sezon serialu sci-fi
W centrum opowieści jest dr Louise Banks (Amy Adams), językoznawczyni i lingwistka, wykładająca na uniwersytecie. Nowy początek rozpoczyna się od jej tragedii – w krótkich ujęciach widzimy jej córeczkę, dorastającą, a potem zapadającą na jakąś chorobę jako nastolatka i umierającą. Ten wątek, nie pokazany przez przypadek, powróci w kluczowym momencie filmu. Kolejne sceny ukazują przybycie obcych do dwunastu różnych miejsc na Ziemi. Villeneuve całkiem zręcznie prezentuje ten fakt – najpierw słyszymy tylko komentarze z telewizji, potem gdzieniegdzie skrawki tego, co wygląda na statek kosmiczny, tylko na ekranach telewizorów i komputerów. W całej okazałości, przypominający wydłużone, przepołowione jajo statek ujrzymy razem z Louise, kiedy helikopterem zmierza na miejsce lądowania w Montanie – to jedno z tych ujęć, które wciska w fotel. Pułkownik Weber (Forest Whitaker) rekrutuje ją jako osobę, która ma pomóc w rozszyfrowaniu języka obcych. Razem z profesorem fizyki Ianem Donnellym (Jeremy Renner) będą przewodzić grupie żołnierzy, która stara się zrozumieć, dlaczego kosmici wylądowali na Ziemi i jakie są ich zamiary.
W kilku spektakularnych, klaustrofobicznych jak na Denisa przystało ujęciach, odwiedzamy po raz pierwszy statek przybyszów. Czarne ściany, granitowa faktura, zaburzona grawitacja i światło na końcu tunelu. Uczucie dezorientacji i przerażenia udziela się też widzom – w czym zasługa fantastycznych zdjęć Bradforda Younga. Płynnie prowadzona kamera, brak dramatycznych cięć w montażu i stonowana paleta kolorów wspaniale współgra z poważną tematyką filmu, tworząc jednocześnie jego niezwykłą atmosferę. Ale tak naprawdę prawdziwym magnesem w tym obrazie jest Amy Adams – to jej twarz, charyzma, inteligencja przykuwają uwagę publiczności. To kolejny mocny kobiecy charakter, który radzi sobie wyśmienicie w świecie zdominowanym przez facetów. W Sicario Emily Blunt nie bała się wybrać do śmiertelnie niebezpiecznego Meksyku z grupą uzbrojonych po zęby osiłków. Tutaj Adams wie, że musi się podjąć ryzykowne decyzje (jak choćby zdjęcie skafandra na statku kosmicznym), a czasem skłamać, lub wręcz sprzeciwić się przełożonym, by osiągnąć cel. Kierujący jej poczynaniami instynkt i poczucie słuszności sprawy nie zawiodą jej.
Zobacz również: Midnight Special – recenzja kameralnego filmu sci-fi
Szkoda tylko, że jej drugoplanowi koledzy nie mają tak ważnej roli i sprowadzeni są raczej do jednowymiarowych typów. Jestem w stanie wybaczyć dość kwadratową postać Webera, w którym Villeneuve po cichu wyśmiewa podobne postacie z blockbusterów, ale już zupełnie miałkiego Iana, który jest koniec końców dość istotny w całej intrydze, już nie. Naukowiec wydaje się trochę piątym kołem u wozu i równie dobrze Lousie mogłaby próbować rozszyfrowywać język obcych ze „statystą numer 21”. Reżyser też w pewnym momencie dokonuje pewnych hollywoodzkich skrótów, które pasują do tego inteligentnego filmu jak rzep do psiego ogona. Jak na przykład sianie paniki przez wojskowych, próba zamachu na obcych czy ukazywanie światowej sytuacji za pomocą mediów. Te chwyty pozwalają podnieść trochę dramaturgię i przyspieszyć tempo, ale ich jakość i oryginalność jest wątpliwa.
W czym zatem tkwi siła Nowego początku? Dobre sci-fi mówi zazwyczaj więcej o nas, ludziach, niż o obcych. Jakkolwiek fascynujące są tu tajemnicze giganty z mackami ośmiornic, to tak naprawdę gatunkowi ludzkiemu dostaje się prawdziwa analiza. Czy potrafimy współpracować ponad podziałami, kiedy idzie o naszą przyszłość, jak reagujemy na obcych, którzy przybyli na naszą planetę, czy strach nie przesłania nam większego obrazu całej sprawy. Dwanaście narodów próbuje porozumieć się w sprawie tego, co dalej zrobić ze statkami kosmicznymi, ale każdy coś ukrywa, licząc na potencjalne zyski i przewagę nad innymi. W podobnej sytuacji będzie też Lousie. I nie zdradzając tutaj zbyt wiele, ona również w pewnym momencie swego życia dokonać będzie musiała wyboru, znając jego konsekwencje. We wzruszającym epilogu opowieści wszystko stanie się jasne. Na bycie człowiekiem składa się w końcu wiele doświadczeń, od szczęścia po śmiertelną rozpacz.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe