Ten rok bezsprzecznie należy do Marvela! Po znakomitej Wojnie Bohaterów studio nie zaniża poziomu, wprowadzając do uniwersum już czternasty film i kolejną postać. Czy Doktor Strange jest najlepszym filmem z tych wszystkich? Pod kilkoma względami na pewno tak! To nie tyle dobra historia typu origin, a audiowizualne arcydzieło, przy którym efekty specjalne z Gwiezdnych Wojen to Kosmiczne jaja…
Zobacz również: Kim jest Doktor Strange? Historia superbohatera #19
Geniusz, milioner, playboy, filantrop: to cechy, które przestały w uniwersum Marvela opisywać już tylko Tony’ego Starka. Uzdolniony i arogancki neurochirurg – doktor Stephen Strange – wiedzie żywot lekarza celebryty, którego osiągnięcia podziwia całe środowisko medyczne. Kiedy w wyniku wypadku bohater traci zdolność do praktykowania zawodu, całe jego życie legnie w gruzach. Poszukując za wszelką cenę alternatywnych metod leczenia, Strange trafia do Nepalu. Nie spodziewa się, że odkryje tam tajemnice, które przekraczają granice medycyny i fizyki. Doktor zmuszony jest odłożyć swoje wielkie ego na bok i powziąć na barki rolę pośrednika pomiędzy realnym światem a ukrytą przed oczami ludzi rzeczywistością, wykorzystując w obronie świata szeroki wachlarz metafizycznych zdolności oraz artefaktów.
Jakkolwiek skomplikowanie brzmi powyższa zajawka fabuły, scenariusz filmu składa się w logiczną całość. Przed seansem najbardziej obawiałem się, że przedstawiona historia będzie chaotyczna, na szczęście pomimo kilku niewielkich dziur fabularnych oraz uproszczeń, wydarzenia przedstawione na ekranie wciągną nawet osoby nie będące fanami Marvela. Doktor Strange to bowiem całkowicie nowa historia, w której wszelkie nawiązania do uniwersum pełnią bardziej rolę smaczków, niż filarów fabuły. Produkcja potrafi zachować balans pomiędzy wprowadzonym mistycyzmem, a humorem rozładowującym zbędny patos. Ironiczne żarty Strange’a, jego oswajanie się z nowym środowiskiem, humorystyczne interakcje z Wongiem, a także jedno z najlepszych cameo Stana Lee (jego opis znajdziecie TUTAJ), rozbawią zdecydowanie lepiej, niż większość polskich komedii.
Zobacz również: Iluminati – czy Doktor Strange dołączy do tajnej organizacji Marvela?
Doktor Strange intryguję historią i oczarowuje efektami specjalnymi. Zachwycająca oprawa wizualna znacząco wyróżnia film na tle innych produkcji gatunku. Jeżeli po zwiastunach zaczęliście porównywać niektóre sceny filmu do Incepcji, to po seansie uznacie, że łamanie praw fizyki w dziele Nolana jest niczym, w porównaniu z genialną wariacją, którą prezentuje Doktor Strange. W przypadku tego tytułu polecam wyjątkowo wziąć pod rozwagę seans w technologii 3D, który dodatkowo potęguję wrażenia.
Nie wiem, czy którykolwiek z aktorów czy twórców filmu zasłużył na krytykę. Reżyser i scenarzyści przedstawili emocjonującą historię, wykonane z dbałością o detale kostiumy robią wrażenie, a specjaliści od efektów, o których wspomnieć warto ponownie, zasłużyli na niejedną nagrodę. Benedict Cumberbatch w tytułowej roli sprawdza się znakomicie i chociaż momentami gra, jakby zapomniał, że nie jest aktualnie na planie Sherlocka, to ciężko byłoby sobie wyobrazić innego aktora na jego miejscu. Bez zarzutów wypadła na ekranie także Tilda Swinton, kreując intrygującą postać Starożytnej oraz Chiwetel Ejiofor jako Baron Mordo. Rola Rachel McAdams jako doktor Palmer może i była niewielka, ale bez wątpienia dodała produkcji wiele uroku.
Zobacz również: Widowiskowy pojedynek magów we fragmencie filmu Doktor Strange!
Jak niemal na każdy film Marvela przystało, Doktor Strange cierpi za to na brak charyzmatycznego oponenta. Mads Mikkelsen w roli Kaeciliusa nie miał dużego pola do popisu, odgrywając typowego, nienawistnego i przewidywalnego złoczyńcę. Twórcom udało się jednak uniknąć wady towarzyszącej większości historii typu origin, w których przedstawienie genezy bohatera, jego drogi do nowego życia, aż w końcu głównego starcia z przeciwnikiem musi zamknąć się w określonym czasie ekranowym. Rodzi to niestety wiele uproszczeń fabularnych, których na szczęście w nowym filmie Marvela nie było tak wiele, przez co okrzyknąć go można jedną z najlepszych produkcji w historii studia!
Za udział w seansie dziękujemy: