Kolejny świetny tytuł w tegorocznym programie londyńskiej imprezy miał swoją uroczystą galę na Leicester Square. O traumatycznej przeszłości, która nie pozwala normalnie funkcjonować opowiada najnowszy film Kennetha Lonergana. Ze świetną obsadą i wysokiej klasy wykonaniem, produkcja przypaść powinna do gustu miłośnikom ambitnych dramatów psychologicznych.
Głównym bohaterem opowieści jest Lee (Casey Affleck), szorstki samotnik pracujący jako dozorca/złota rączka w Bostonie. Lee mówi mało, a jak się odezwie, to albo obraża klientów, albo szuka zaczepki. Z jego codziennego rytmu życia, podzielonego między pracę, wypadu do baru i ciasną suterenę, w której mieszka, wybija go śmierć brata. Mężczyzna wraca do rodzinnego Manchester-by-the-Sea (stan Massachusetts), by dopilnować uroczystości pogrzebowych. Ku swojemu zaskoczeniu będzie musiał także zająć się szesnastoletnim siostrzeńcem Patrickiem (Lucas Hedges). Zmarły na chorobę serca Joe (Kyle Chandler) w testamencie nominował wuja jako prawowitego opiekuna.
Z pojawiających się stopniowo retrospekcji zaczyna układać nam się obraz rodziny oraz prawdziwe przyczyny, dlaczego Lee zachowuje się tak, jakby ktoś rzucił na niego urok, a powrót do domu sprawia, że jest jeszcze bardziej nerwowy. Lonergan kolejny raz pokazuje nam rozbitych, samotnych ludzi, którzy przez wydarzenia z przeszłości nie są w stanie funkcjonować normalnie. Niczym echa pierwszej rozmowy Patricka i Lee na długo sprzed fatalnego wypadku – jeżeli nie masz mapy, jak masz zamiar nawigować, pyta wujek swojego młodego siostrzeńca. Wydaje się, że mapa Lee do nawigacji po życiu spłonęła, a mężczyzna wybrał dryfowanie, zamiast spróbować stworzyć nową. Część bohaterów próbuje ułożyć sobie życie od początku. Była żona Lee, Randi (Michelle Williams), wyszła za mąż i spodziewa się dziecka. Jego szwagierka, też rozwiedziona, Elise (Gretchen Mol) – po problemach z alkoholem na długo zniknęła z radaru rodziny, by wypłynąć jako zakochana w Jezusie abstynentka. Starania te są tylko połowiczne – każda z kobiet na swój sposób ciągle nie może normalnie funkcjonować, bez rozrachunku z przeszłością.
Zobacz również: La La Land – recenzja przedpremierowa musicalu z Ryanam Goslingiem z Londynu
Grany przez Afflecka bohater to człowiek enigma. Oszczędny w słowach, ze zmęczonym wyrazem twarzy, który jest trochę jak chodzący dynamit. Bez większego powodu wybucha, szuka wymówki. Jak podczas wieczornego wyjścia do baru. Kilka drinków za dużo i pieści pójdą w ruch. Niepewność jedno zachowania i nieprzewidywalność budują wewnętrzne napięcie w filmie. Ale to tylko jedna strona jego postaci. Drugą poznajemy w retrospekcjach. Dusza towarzystwa, kochający mąż i ojciec, pijacy może trochę za dużo. Casey Affleck nadaje się do takich ról znakomicie. Tutaj udało mu się oddać dwie twarze jednego człowieka – tego przed i po traumie. Bez wątpienia w Manchester by the Sea gra jedną ze swoich najlepszych ról w karierze. Michelle Williams, choć pojawia się raptem na kilkanaście minut, kolejny raz udawania, że jest jedną z najlepszych aktorek swojego pokolenia. Jej obecność jest magnetyzująca, oddaje emocje swoich postaci niemal naturalnie. Pomyśleć, że jeszcze kilkanaście lat temu była tylko gwiazdeczką z serialu Jezioro marzeń…
Manchester by the Sea podejmuje dość ciężką tematykę i pewnie utonąłby w morzu pretensjonalności, gdyby nie umiejętne rozjaśnianie atmosfery przez wątek z dorastającym Patrickiem. Chłopak wydaje się być poza przeklętym kręgiem rodzinnych dramatów i mimo śmieci ojca stara się żyć swoim życiem. Chce grać w hokeja, koszykówkę, chodzić na próby ze swoim zespołem rockowym i próbować żonglować pomiędzy dwiema dziewczynami. Między nim a wujkiem Lee dochodzi i do poważnych rozmów, ale wiele sytuacji i dyskusji doprowadza nas do szczerego śmiechu. Jak choćby kurtuazyjne spotkanie z mamą jego dziewczyny, kiedy nastolatki na górze próbują uprawiać seks. Lee nie pomaga, będąc absolutnym zaprzeczeniem rozmowności – matka dziewczyny musi przerwać „naukę” nastolatkom, bo ileż można znosić nierozmownego faceta w swojej jadalni. Patrick ma zaskakująco trzeźwe i dojrzałe podejście do swojej przyszłości, choć i on nauczyć się będzie musiał, że w życiu nie ma skrótów i łatwych odpowiedzi.
Kenneth Lonergan w tym przejmującym, wielowarstwowym filmie zdaje się pytać, czy postaciom uda mu się kiedyś zabliźnić rany. W poruszającej scenie rozmowy z byłym mężem bohaterka grana przez Michelle Williams mówi: moje serce pękło i tak zostanie na zawsze. Pewnych ran nie da się usunąć. Ale trzeba nauczyć się z nimi żyć – nawet najszczersze słowa nie przyniosą ukojenia, przyszłość ich nie zagoi. Ta gorzka konstatacja ląduje bliżej naszych doświadczeń, niż to się może wydawać.
Ilustracja wprowadzenia: Materiały prasowe