Mają wspaniałe, kolorowe czupryny, uwielbiają śpiewać, tańczyć i przytulać się co godzina. Z ich ust tryska brokat, a z tyłków wylatują im ciasteczka. Dysponują taką dawką pozytywnej energii i radości, że potrafią rozweselić największego gbura. Tylko że w nadmiarze, jak każde słodycze, Trolle mogą przyprawić o mdłości.
Malutkie stworzonka są przez swoją unikalność ofiarą Bergenów – olbrzymów, które żyją w nigdy nie zaznając szczęścia. Kiedy potwory odkryły, że spożycie trolla pozwala im doświadczać uczuć, o których nie miały wcześniej pojęcia, zamieniły ich jedzenie w doroczne święto. W początkowej sekwencji oglądamy przygotowanie do tego festiwalu w królestwie Bergenów, a zaraz potem brawurową ucieczkę skrzatów pod przywództwem króla Peppiego (Jeffrey Tambor). Dwadzieścia lat później trolle żyją w spokoju i z dala od niebezpieczeństwa. Ale kiedy księżniczka Poppy (Anna Kendrick) zorganizuje największą imprezę na rocznicę wyzwolenie, głośnia zabawa i feeria kolorów zwabi naczelną kucharkę Bergenów, która wygnana została z królestwa potworów i od lat szukała poprawiających nastrój skrzatów (głosy Gwen Stefani, James’a Cordena, Russella Branda). Kilkoro przyjaciół księżniczki zostanie porwanych i zaradna dziewczyna organizuje akcję ratunkową złożoną z niej samej oraz Brancha (Justin Timberlake) – jedynego trolla, który nie śpiewa, nie tańczy i nie lubi się przytulać. Smerf Troll maruda jako jedyny przewidział dramatyczne wydarzenie i nieszczęście, które przyniesie impreza wszechczasów.
Zobacz również: Trollhunters – animacja Guillermo del Toro otrzymała zwiastun oraz datę premiery
Zawiązanie akcji i jej rozwój jest prostolinijne i nawet płynące z przesłania filmu wnioski wyłożone są kawa na ławę. W porównaniu do tej produkcji W głowie się nie mieści jest niczym Obywatel Kane przy Rambo III. Kolejne piosenki, zarówno te oryginalne, stworzone specjalnie na potrzeby produkcji kompozycje, czy przeróbki znanych hitów pop (m.in. Earth Wind and Fire „September”, Gorillaz „Clint Eastwood”, Lionel Richie „Hello”) są ładnymi wypełniaczami, ale w ogóle nie posuwają akcji do przodu. Ot, takie miałkie, łatwe do zapomnienia nagrania, idealnie wpasowujące się w banalną fabułę. Drugoplanowe postaci są dość jednowymiarowe – ale czego oczekiwać po produkcji, w której nawet dwójka głównych bohaterów nie grzeszy oryginalnością. To prawda, że Branch ze swoim mrocznym podejściem do wszystkiego zyskuje naszą sympatię, ale on też zostanie w końcu przekabacony. Taki marny los negatywnych postaci w kreskówkach.
Głosowe poczynania całej ekipy nie pozostawiają wiele do życzenia – zarówno Kendrick i Timberlake mają świetne, młodzieńczy tembr, pasujący jak ulał do swoich ról. Anna udowodniła już w The Last 5 Years że może zaśpiewać wszystko. Szkoda, że zamiast repertuaru rodem z La La Land, musi produkować „smerfne hity”. Walory wizualne – animacja, kolory, faktura postaci – są najwyższej jakości. Tego raczej od DreamWorks należało się spodziewać.
Zobacz również: Gdzie jest Dory? – recenzja produkcji studia Pixar
Film Trolle przeznaczony jest raczej dla najmłodszej, niewymagającej widowni. Producenci pod tą lukrowaną przykrywką przemycają dobrze zaplanowaną akcję marketingową wymierzoną w kieszenie rodziców swojej publiki. Tytuł i postaci zainspirowane są laleczkami, które podbiły rynek zabawkowy w latach 60. Zaprojektowane przez duńskiego artystę Thomasa Dama skrzaty miały przynosić szczęście i radość domownikom. Myślę, że po projekcji wiele dzieci z błagalnym spojrzeniem będzie pytało mamę i tatę o taką laleczkę, która ma długie, różowe włosy i pewnie śpiewa jakieś wspaniałe piosenki. Rodzice, bądźcie czujni. Trolle nie śpią i aktywują się w trakcie okolic świąt Bożego Narodzenia.
Na marginesie warto dodać, że w trakcie realizacji filmu nie został skrzywdzony żaden troll.
W Polsce premiera amiancji przewidziana jest na 4 listopada.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe