BFG: Bardzo Fajny Gigant – przedpremierowa recenzja z #Cannes2016

Steven Spielberg przyzwyczaił nas w ostatnich latach do robienia filmów poważnych, skierowanych wyłącznie do dorosłej widowni. Jakby dla odmiany, BFG to produkcja głównie dla młodszej publiczności. Oraz dla miłośników żartów o pierdzeniu. W filmie zdarza się puścić wiatry nawet Królowej Wielkiej Brytanii.

Sophie (Ruby Barnhill) to bohaterka stworzona do filmów przygodowych – ciekawa świata, rezolutna, wygadana. Mieszkająca w sierocińcu dziewczynka cierpi na bezsenność i niemalże prowadzi placówkę w nocy, sortując pocztę i nakręcając zegary. Wie też, że środek nocy, a dokładnie trzecia nad ranem, to godzina duchów. „Nie wstanę z łóżka, nie podejdę do okna” powtarza sobie Sophie, robiąc dokładnie co innego. Kiedy wyglądając z okna swojego pokoju zauważy skradającego się za rogiem giganta, ucieczka pod kołdrę nic już nie da. Porwana przez olbrzyma dziewczynka spodziewa się najgorszego – będzie pewnie jego przystawką, a może i daniem głównym. Okazuje się, że nie wszystkie giganty są kanibalami, a ten jest dość ekscentryczny, ale też Bardzo Fajny.

Ruby Barnhill w filmie BFG: Bardzo Fajny Gigant

Zobacz również: Mark Rylance dołącza do kolejnego filmu Stevena Spielberga

Kamera od pierwszych ujęć Big Bena płynnie prowadzi nas przez świat filmu, po schodach sierocińca, na mokre ulice Londynu, które nocą przemierzają niegroźne pijaczyny i zabłąkane koty. Stolica Wielkiej Brytanii jest miastem wyidealizowanym, magicznym, które Hollywood uwielbia od czasów Marry Poppins, a utrwaliła tą wizję seria o Harrym Potterze. Do Londynu wrócimy jeszcze w kuriozalnej sekwencji w Pałacu Buckingham, ale lwia cześć opowieści rozgrywa się w Krainie Gigantów – nasz słodki BFG (Mark Rylance), nie jest jej jedynym mieszkańcem. Pozostała gromada nie gardzi ludzkim mięsem, jest od niego większa, silniejsza i wyjątkowo okrutna. Bloodbottler (Bill Hader) czy Fleshlumpeater (Jemaine Clement) chętnie schrupaliby małą Sophie, której BFG strzeże jak skarbu. Zielony, górzysty świat prowadzi też do magicznej Kariny Snów, gdzie główny bohater chodzi, by złowić nowe marzenia senne dla dzieci. Wykreowane cyfrowo krainy, podobnie jak większość postaci, ma wszelkie znamiona wysokobudżetowego kina, z cudownymi detalami (przedmioty w mieszkaniu giganta) i wspaniałymi kolorami.

Ruby Barnhill w filmie BFG: Bardzo Fajny Gigant

Zobacz również: Alicja po drugiej stronie lustra – drugi zwiastun filmu

Produkcja jest niezwykle wierną ekranizacją książki Roalda Dahla, którą reżyser czytał do snu swoim dzieciom. Jako, że jest to lektura głównie dla najmłodszych (bohaterka ma około 10 lat, co wydaje się górnym przedziałem wieku odbiorców), twórcy zbytnio nie silili się na dorabianie motywów dla dorosłych, czym szczyci się wiele współczesnych filmów z podobnego gatunku. Choć krwiożercze giganty wyglądają na bardzo groźne stwory, są też wystarczająco głupie, żeby być przechytrzonym przez małą dziewczynkę i jej przyjaciela. Nawet we wspomnianej wcześniej scenie z Królową (Penelope Wilton), wszystkie elementy sprowadzone są do łatwo rozpoznawalnych schematów i archetypów (Królowa budzi się, a kamerdyner już serwuje jej herbatę). Ta „dziecinność” będzie największym problemem, kiedy przyjdzie wyników finansowych z box officu – publiczność środka, nastolatki oraz starsi widzowie bez potomstwa niekoniecznie poczują potrzebę udania się do kina, nawet kuszeni nazwiskiem reżysera. Największy zarzut dla filmu to chyba właśnie fakt, że ową jakość Spielberga nie bardzo da się tutaj wyczuć. Tak jakby wrażliwość i unikalność zginęła gdzieś pod natłokiem efektów specjalnych i wygłupów.

Ruby Barnhill w filmie BFG: Bardzo Fajny Gigant

Dla tych, którzy znajdą w sobie odrobinę dziecka, BFG będzie bardzo przyjemną podróżą do krainy fantazji, gdzie przyjaźń jest możliwa między najbardziej niemożliwymi partnerami. Z bohaterem, który w kreatywnym i cudownym słowotwórstwie prześciga największe talenty nowomowy. Gdzie sny tworzone są przez najłagodniejszego z gigantów, a sierotki zawsze znajdą sobie nową rodzinę.

Zobacz również: recenzje, codzienne sprawozdania i informacje z festiwalu #Cannes2016

Ilustracja wprowadzenia i plakat: materiały prasowe

Redaktor

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?