Ofensywa polskich filmów trwa w najlepsze. „Karbala”, „Klub włóczykijów” i „Żyć nie umierać” już hulają na ekranach kin, a w kolejce czekają już m.in. „Chemia”, „Demon”, „Król życia” i „11 minut”. Dawno nie było takiego przepychu, chociaż w zalewie szmir trudno będzie wyłuskać coś naprawdę dobrego. Niestety, „Anatomia zła” Jacka Bromskiego nas nie zbawi. Próba zrobienia ciekawego kina gatunkowego tym razem powiodła się tylko w połowie.
„Anatomia zła” zainspirowana została prawdziwymi wydarzeniami. Na początku narracja przeplata ze sobą dwa wątki: młodego, niespokojnego snajpera, który podczas misji w Afganistanie pociągnął za spust w nieodpowiednim momencie, oraz emerytowanego cyngla do wynajęcia, który po wyjściu z więzienia chce wieść spokojne życie. Kiedy od najwyższych struktur w Państwie spływa zlecenie nie do odrzucenia, „Lulek” zostanie zmuszony do powrotu do dawnego zawodu. Drogi obu mężczyzn przetną się, a my sprawdzimy czy mentor i młodzik wykonają tajne i niebezpieczne zadanie.
Największą wadą reżyserii Bromskiego jest nieumiejętne budowanie napięcia, co było ogromną bolączką na przykład jego „Uwikłania”. Podobnie jest i tutaj. Nie pomaga również fakt, że skądinąd ciekawa historia zupełnie nie pasuje do polskich realiów, przez co wszystko wydaje się być nienaturalne i sztuczne. Jeśli jednak przymkniemy na to oko, zostaniemy wynagrodzeni kolejną po „Lęku wysokości”, świetną i rozbudowaną kreacją genialnego Krzysztofa Stroińskiego. Wyobraźcie sobie tego przemiłego Pana o aparycji poczciwego sąsiada w roli płatnego mordercy. Ten pomysł jest tak absurdalny, że aż intrygujący.
O wiele gorzej radzi sobie kompletnie nienaturalny Marcin Kowalczyk, który po udanych rolach w „Jesteś Bogiem” i „Hardkor Disko” jakby obniżył loty, bazując wyłącznie na agresywnych minach i sztucznie brzmiących przekleństwach. Również drugi plan mocno kuleje, z wyjątkiem trzymającego (jak zawsze) poziom Piotr Głowackiego.
Chociaż wątki moralnej zgnilizny toczącej wszystko: od burdeli przez politykę, zostaje tutaj zajawiony, jego nieumiejętne wykorzystanie osłabia ostateczną wymowę filmu. Dramat jednostek nie urzeka ani nie porywa, ponieważ postacie nakreślone są w taki sposób, że trudno zapałać do nich zarówno sympatią, jak i nienawiścią. Odcienie szarości w tym przypadku to po prostu za mało.
Pomimo potencjału, „Anatomia zła” to toporny i mało subtelny film. Doceniam, że Bromski próbował zrobić film na modłę amerykańską, zamiast kolejnej komedii romantycznej czy filmu o Żydach, księżach lub gejach, jednak nie udało mu się uwiarygodnić swojej historii w oczach widza. Może nie ogromne rozczarowanie, ale z pewnością spory niedosyt.
https://www.youtube.com/watch?v=vayQESic9s0