Kinowa ekranizacja Deadpoola odniosła wielki sukces, mimo iż była przepakowana efektami cyfrowymi, na których nadmiar często się obecnie narzeka. Nawet rzeczy, które wydawało się, że można nakręcić tradycyjnie, stworzono prawie w całości w komputerach. Wiecie, że cała scena na autostradzie zarejestrowana została w studiu na zielonym tle? Pytanie więc, dlaczego w tym przypadku efekty CGI udały się tak dobrze i nie raziły widzów?
Zobacz także: recenzja filmu „Deadpool”
Albowiem reżyser Tim Miller jest od wielu lat szefem studia Blur, specjalizującego się w cyfrowych efektach specjalnych. Na koncie jego firmy jest między innymi sekwencja w kosmosie z „Avatara” (zdjęcie poniżej), a także napisy początkowe z „Dziewczyny z tatuażem” oraz „Thora: Mroczny świat”. Nic więc dziwnego, że w „Deadpoolu” również stworzono początkową sekwencję, która na długo zapada w pamięć.
Jednak zrobienie wszystkich efektów do pełnometrażowego filmu przerasta możliwości nawet tak dużego studia jak Blur. Stąd poproszono o pomoc aż 7 innych firm o podobnym profilu, samych największych graczy w branży, czyli: Digital Domain („X-Men: Przeszłość, która nadejdzie”), Luma Pictures („Strażnicy Galaktyki”, „Ant-man”), Rodeo FX („Gra o tron”), Ollin VFX („Ona”), Image Engine („Jurassic World”), Atomic Fiction („Star Trek: W nieznane”) oraz Weta Digital („Batman v Superman”). W tej złożonej strukturze Blur Studios pełniło rolę nadzorcy, który kontroluje cały proces twórczy, podczas gdy reszta firm miała poprzydzielane konkretne elementy do wykonania. Weta, absolutni giganci branży, tworzyli twarz Deadpoola, a Atomic Fiction wykreowali scenę pościgu z początku filmu. Niedawno do sieci wypuścili film, który doskonale pokazuje skomplikowanie ich pracy. Na poniższym klipie warstwa po warstwie pokazane jest, ile zostało zrobione cyfrowo. Gwarantujemy, że niektóre rzeczy nawet nie wiedzieliście, że powstały tylko i wyłącznie za pomocą komputera.
Przy okazji, aby usprawnić workflow stworzono specjalną platformę o nazwie „ConductorIO”, później przemianowaną wręcz na oddzielną firmę. Umożliwia ona renderowanie materiału w chmurze, co z kolei ułatwia wykorzystanie wielu komputerów w tym procesie. 7 milionów godzin renderowano właśnie w ten sposób. Jednak dzięki tej metodzie działania aż 80% całego procesu renderowania wykonano w zaledwie 8 tygodni, podczas gdy na cały ten proces przeznaczono pierwotnie w harmonogramie aż 36 tygodni.
W ciągu najlepszego tygodnia udało się wyrenderować aż 20% całości, aczkolwiek wtedy twórcy mieli do dyspozycji lokalną farmę renderingową, w której skład wchodziły 32 tysiące procesorów. Liczby robią wrażenie? Tak własnie wygląda praca w hollywood. Taki poziom skomplikowania miał skromny film, zrobiony za jedyne 58 milionów dolarów, co przy budżecie chociażby „Batman v Superman” wydaje się niczym. Pomyślcie więc, ile mocy zaangażowano w tamtejszy proces powstawania efektów specjalnych. Dlatego też mimo cyfryzacji tworzenie filmów wcale nie potaniało, a raczej wręcz zdrożało.
Zobacz także: recenzja ścieżki dźwiękowej do filmu „Deadpool”
źródło: nofilmschool.com / ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe