Nie było w tym roku bardziej wyczekiwanej produkcji przez bywalców polskiego internetu niż Fanatyk. W końcu materiał źródłowy, krótka historyjka, zwana copypastą, narodziła się w sieci i tam też zyskała status kultowy. Debiutant Michał Tylka stanął przed wyzwaniem zadowolenia zwolenników ducha oryginału oraz przełożeniem go na język zrozumiały dla przeciętnego użytkownika Showmax, platformy, na której film ma swoją ogólnopolską premierę. I trzeba przyznać, że wyszedł z tego zadania obronną ręką.
Oryginalny tekst autorstwa MalcolmaxD to przerysowana i nastawiona humorystycznie opowieść napisana internetową nowomową, która prezentuje żale syna na inwazyjną wędkarską pasję ojca. Michał Tylka w swoim debiucie reżyserskim postanowił wziąć z niej to co najlepsze oraz dodał kilka nowych elementów. Znajdziemy w filmie zarówno hołd dla tekstu w postaci bezpośredniego przeniesienia całych zdań, dialogów, sekwencji, ale też nie podchodzi do niego na kolanach wprowadzając własną chronologię, nowe postaci, motywacje oraz zakończenie. W interpretacji Tylki Fanatyk funkcjonuje jako czarnokomediowa wersja świątecznej opowieści z prostym morałem unurzona w filmowym sosie znanym z Dnia Świra Koterskiego czy Sali samobójców Komasy. Jest tu więc piętnowanie polskich absurdów, kompleksów, frustracji, ale i historia o krzyku rozpaczy, rozpadzie relacji rodzinnych, depresji.
Zobacz również: Fanatyk – pierwszy fragment filmu na podstawie internetowego opowiadania
I nie ma wątpliwości, że ujęcie tego w trzydziestominutowym metrażu to ambitny zamiar. Jednak po seansie ta wizja ostatecznie nie do końca przekonuje. Mam wrażenie, że film stoi w rozkroku między próbą opowiedzenia poważniejszej historii, a znaną z oryginału karykaturą i przerysowaniem. Z jednej strony kreśli się tu losy syna pogrążającego w coraz głębszej apatii, a z drugiej strony dostajemy historię o śmiesznym wkurzającym starym, który po wódeczce kłóci się o hierarchię wśród ryb, przy każdej okazji pomstuje na Polski Związek Wędkarski, uspokaja się po bigosie i lekturze Encyklopedii Ryb Rzecznych. Zbyt grubą kreską kreśloną rzeczywistość, która ma na celu nas głównie bawić potęguje też bardzo skrupulatna rybno-wędkarska scenografia, kostiumy i charakteryzacja. Najbardziej kumuluje się to w aktorstwie Piotra Cyrwusa, który w przeciwieństwie do reszty świetnie wypadającego zespołu aktorskiego odchodzi od realistycznej konwencji na rzecz nadmiernej karykatury. Tak jak epizodyczne role Mariana Dziędziela, Jana Nowickiego, Anny Radwan to aktorskie złoto, tak Cyrwus, uciekający po raz kolejny od swojej roli Ryśka z Klanu, jest nierówny. Raz trafia tu aktorsko w dychę (zebranie PZW!), ale też zbyt często przesadza teatralnym manieryzmem, a osoba odpowiedzialna za doklejenie mu sumiastego wąsa pożyczonego pewnie z planu Ogniem i mieczem powinna dostać wczoraj od Mikołaja rózgę.
Mimo tych wspomnianych wad nie można określić Fanatyka inaczej jak udanym filmem. Nawet jeśli jest schizofreniczny i nie wykorzystuje ostatecznie potencjału, to twórcy pokazali inscenizacją scen, że wiedzą jak robić kino oraz sprawić, by ten sam żart bawił po raz kolejny, Nie jest najlepiej, ale też nie najgorsze. Mogło być dzieło kultowe, a jest po prostu niezłe. W sam raz na świąteczną refleksję o egoizmie.
Ilustracja wprowadzenia: Showmax