Narzeczony na niby – recenzja polskiej komedii romantycznej!

Minęło tak niewiele czasu, odkąd dostaliśmy pierwszą od dłuższego czasu naprawdę udaną polską komedię. Jako jeden z tych szczęśliwców, którzy mieli okazję widzieć już Atak paniki, mogę zaręczyć, że już w ten piątek dostaniemy kolejną, która jest prawdziwą bombą, tak dawno niewidzianą w tym gatunku. Dlatego polecam marsz do kina zarówno na film Maślony, jak i Exterminatora, najlepiej po drodze do sali kinowej nieco szerszym łukiem omijając tę, w której grają akurat Narzeczonego na niby. Ponieważ ten gorszy sort komedii (a może nie tyle gorszy, ile traktowany bardziej po macoszemu przez rodzimych twórców), również wypuszcza już w styczniu swojego kolejnego przedstawiciela. I daje tym samym kolejny powód, żeby niezbyt go lubić. W dodatku znów z tych samych powodów.

Zobacz również: Plan B – recenzja filmu Kingi Dębskiej

Co tu dużo opowiadać. Historia w tym filmie jest bliźniaczo podobna do prawie każdej innej. Jest facet, który ma kogoś udawać, kłamstwo, miłość i ślub tych drugich. Niespecjalnie chce mi się nad tym rozwijać, bo i nie ma nad czym. Sam ten fakt nie skreśla filmu na starcie, sztampowe historie to bowiem w tym gatunku norma, jednak można to jeszcze obronić. Ciekawym drugim planem, uroczą parką na froncie, żartami. Tutaj udało się to w bardzo nikłym stopniu.

julia kaminska 3 fot h komerski

Ten film bowiem do sztampowej historii dodaje się mniej sztampowy drugi plan, jednak napisany totalnie bezsensownie. Cały wątek ślubu Sonii Bohosiewicz i Karolaka jest jednym wielkim WTF, budowanym na niedopowiedzeniu tak głupim, że absolutnie nikogo nie zainteresuje. Karolak się oświadcza, jego narzeczona jednak orientuje się, że jej przyszły mąż może być gejem (bo tak). Mimo to jednak postanawia, że za niego wyjdzie (bo tak), po czym się rozmyśla (jak się domyślacie, bo tak) i wraca do statusu z początku. Sorry za lekkie spoilery, ale szczegółów nie zdradzam, bo się w tym pogubiłem. Nie przez zawiłe i skomplikowane metafory, a przez głupotę wątku.

Mało jest w polskim kinie tak starych wyg komedii romantycznej, jak Piotr Adamczyk. Jego nazwisko stało się wręcz synonimem tego gatunku, dokonania przebiły nawet zagranie papieża. Trzeba powiedzieć jednak, że dawno nie był tak irytujący, jak tutaj, gdy powierzono mu rolę głównego villaina filmu. Te niepotrzebne i nieuzasadnione niczym angielskie wtrącenia i mdła gra na autopilocie całkowicie odpychają od tej postaci. Dodajmy tego matkę głównej bohaterki graną przez Dorotę Kolak, z jej paradokumentową przemianą w stylu jeszcze w poprzedniej scenie miałam wady, ale patrzcie, już zrozumiałam, czy Barbarę Kurdej-Szatan, która wie wszystko, ale nikt nie wie skąd, a będziemy mieć prawdziwy obraz nędzy i rozpaczy. Nieznacznie tylko ratowany przez dobrych w duecie Krzysztofa Stelmaszyka i młodego Jana Szydłowskiego.

stramowski fot ola grochowska

A szkoda jest o tyle większa, że jeśli miałbym wskazać atuty tego filmu, zwróciłbym się w kierunku głównych bohaterów. Piotr Stramowski i Julia Kamińska (szczególnie ta druga) nie są bowiem parą tak bardzo opatrzoną w tych filmach i są w stanie dać widzowi nieco radości z oglądania ich popisów na ekranie. Oczywiście budują swoje postacie na wątku rozpoczętym kompletnym przypadkiem i do bólu sztampowym, jednak wychodzi im to naprawdę nieźle. Na tyle nieźle, że jestem skłonny po seansie stwierdzić, że Stramowskiego warto byłoby spróbować w repertuarze nieco lepszym niż sztampowe komedie i boskie twory Vegi. Śmiem twierdzić, że dałby radę.

Zobacz również: Gotowi na wszystko. Exterminator – recenzja polskiej komedii!

Jednak Karina i jej Narzeczony na niby nie są w stanie odwrócić uwagi od faktu, że film ten został zniszczony przez praktycznie całą resztę. Przez zwyczajnie głupie wątki drugoplanowe, papierowe postacie i słabiutkie żarty, czyli mankamenty, jakie trawią zdecydowaną większość polskich komedii romantycznych. Dlatego trudno mi było czerpać przyjemność z jego seansu. Szczególnie dzień po innej, stojącej jakieś 3 poziomy wyżej rodzimej komedii. Znakomitej rodzimej komedii. Dlatego to jej recenzję polecam teraz przeczytać. A potem to na nią pójść do kina…

Redaktor prowadzący działu recenzji filmowych

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina.

Kontakt pod [email protected]

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?