Never surrender, fight for love
Wraz z biegiem lat zmieniają się poglądy, gusta i podejście do życia. Szczęśliwie dzięki kinematografii, możemy przypomnieć sobie stare dzieje i powspominać razem z przyjaciółmi wybrane obrazy z dzieciństwa, młodsi zaś widzowie otrzymują niepowtarzalną możliwość zapoznania się z wymaganiami odbiorców w danym okresie oraz nurtami, którymi kiedyś podążali twórcy. Takim powrotem do przeszłości jest Kickboxer, jeden z najgłośniejszych i najsprawniej zrealizowanych hitów lat osiemdziesiątych. Współcześnie już takich obrazów się nie produkuje, kino kopane, charakterystyczne dla wspomnianej powyżej dekady, będące poniekąd jej ikoną, w dzisiejszych czasach zupełnie się zatraciło. Powód jest dość prosty, po co kręcić takie dzieła skoro w każdym kolejnym filmie akcji, byle który aktor z pomocą kaskaderów i komputera wykonuje niejednokrotnie wręcz niemożliwe, lecz bardzo efektowne i widowiskowe akrobacje. Jednak starsi widzowie, w tym i ja, ciągle wolimy wrócić do leciwego już Kickboxera, gdzie aktorzy, przynajmniej w większości, byli naprawdę wysportowani, a sztuki walki były ich pasją oraz życiem.
Kickboxer opowiada nam historią dwóch braci, Kurta i Erica Sloane’ów. Obaj przybywają do Tajlandii, gdzie mają odbyć się zawody w kickboxingu. Starszy z braci, Eric, świeżo upieczony, niepokonany mistrz świata w tej dyscyplinie, ma stanąć do walki z miejscowym, niezwyciężonym zawodnikiem, Tongiem Po. Kurt towarzyszy krewnemu jako sekundant i wspiera go na każdym kroku. Jednak podczas ostatnich przygotowań, tuż przed wyjściem na ring i po obserwacji treningu tajlandzkiego mistrza, jednoznacznie próbuje przekonać brata do wycofania się z walki. Zarozumiały i dumny Eric, nie traktuje ostrzeżeń Kurta na poważnie i decyduje się wziąć udział w zawodach, co kończy się, pomimo interwencji jego brata, trwałym kalectwem. Starszy z rodzeństwa zostaje sparaliżowany od pasa w dół. Załamany Kurt poprzysięga zemstę Tongowi Po. Dzięki Winstonowi udaje się na bardzo ciężki trening do dawnego, niezwykle wymagającego mistrza, Xiana. Jednak zanim przystąpi do ćwiczeń, będzie musiał wpierw przekonać do siebie sympatycznego staruszka…
Kickboxer to już klasyka. Kasowy oraz bardzo pomysłowy film w reżyserii Davida Wortha oraz Marka DiSalle’a, jak na lata osiemdziesiąte, który, pomimo upływu lat, ciągle nie znalazł jeszcze godnego następcy. Z roku na roku, ciągle zaskakuje coraz to młodszych kinomanów świetnym montażem oraz sprawną realizacją scen walk, powiększając swoje, niemałe przecież grono fanów. Można się kłócić, że scenariusz produkcji jest współcześnie bardzo schematyczny i przewidywalny w porównaniu z innymi dziełami, jednak ciągle przykuwa uwagę i zapewnia niezłą rozrywkę. Chociaż w obrazie nie uświadczymy wielu rozbudowanych wątków (jest ich kilka, jednak większość z nich schodzi na dalszy plan), ponieważ twórcy niemalże w całości skupili się na odpowiednim poprowadzeniu motywu zemsty Kurta na Tongu Po za krzywdę wyrządzoną jemu bratu, to z nieukrywaną przyjemnością będziemy śledzić poczynania bohatera omawianego dzieła. Warto wspomnieć, że film posiada kilka trafnych refleksji na temat życia oraz sztuk walk. Między innymi przestawia kinomanom topos wojownika, jako człowieka szlachetnego, żyjącego w zgodzie z naturą, niosącego pomoc słabszym, a także pełnego dobroci i szacunku do otaczających go ludzi czy świata.
Największą zaletą produkcji są mistrzowsko zrealizowane sceny walki. Trudno nawet współcześnie szukać tak realistycznych oraz dobrze zmontowanych sekwencji bijatyk. Pomimo upływu lat, zachwycają płynnością i zapierają dech w piersiach. Mistrz karate, Jean Claude Van Damme, to niewątpliwe wysportowany i utalentowany człowiek, o czym świadczą zdobyte przez niego pasy oraz wyróżnienia. Może nie jest świetnym aktorem, ale bije się zawodowo, a w swoją grę wkłada serce, co zresztą możemy zobaczyć podczas projekcji. Bardzo ciekawym elementem jest sposób prowadzenia kamery podczas treningów oraz wyprowadzania przez bohaterów ciosów, co dodaje produkcji niezwykłej widowiskowości.
Oczywiście w filmie Davida Wortha oraz Marka DiSalle’a nie zabrakło elementów humorystycznych. Większość gagów jest naprawdę udana i rozśmieszy nawet bardzo poważnego kinomana. Najzabawniejszą postacią jest zdyscyplinowany i zdystansowany Xian, jak również główny bohater filmu, Kurt. Wystarczy przywołać dialogi pomiędzy dwójką powyższych bohaterów lub scenę taneczną w barze, która przeszła już chyba do historii kina. Tak poza tematem, Van Damme to nie tylko utalentowany karateka, lecz również niczego sobie tancerz.
Jednak zdecydowanie najważniejszym aspektem produkcji jest oprawa audiowizualna. Przepiękne krajobrazy, wygląd świątyń, opuszczonych starożytnych budowli, czy samych miast, ciągle mnie zachwycają. Akcja produkcji dzieje się w różnych miejscach, między innymi w Tajlandii, Bangkoku, czy Ameryce, więc na jednostajność nie będziemy mogli narzekać. Podobnie sprawa tyczy się udźwiękowienia. Warto na nie zwrócić uwagę szczególnie podczas treningów. Zapewnia niesamowity i niepowtarzalny klimat. Radzę również zapoznać się z soundtrackiem, który zawiera bardzo rytmiczne oraz klimatyczne utwory, takie jak Streets of Siam, Never surrender, czy Fight for Love, wszystkie w wykonaniu Stana Busha. Naprawdę podczas produkcji jest czego posłuchać. Muzyka nie tylko buduję klimat obrazu, ale również potrafi nas wzruszyć, rozweselić, a nawet wyciszyć, słowa utworów zaś idealnie oddają wydarzenia dziejące się właśnie na ekranie. W tych paru momentach możemy poczuć to, co czują bohaterowie filmu.
Na uwagę zasługuje również aktorstwo, które jak na tego typu produkcję stoi na wysokim poziomie. Młody Jean Claude Van Damme spisał się bardzo dobrze, a wykreowana przez niego postać to bardzo sympatyczny, rozdarty wewnętrzne wojownik, próbujący odnaleźć się w zaistniałej, ciężkiej dla niego sytuacji. To zdecydowanie jedna z najlepszych, jeśli nawet nie najlepsza, rola w jego życiu. W obrazie mamy przede wszystkim do czynienia ze sprawdzonymi schematami, dobrzy bohaterowie, źli antagoniści. Trzeba również wspomnieć o Dennisie Chanie oraz Haskellu V. Andersonie, którzy także stworzyli ciekawych i wyrazistych bohaterów.
Kickboxer to przełomowe dzieło lat osiemdziesiątych, prekursor wielu innych, lepszych bądź gorszych produkcji karate, na które z pewnością warto zwrócić uwagę i któremu należy się ogromne uznanie oraz szacunek.
Źródło ilustracji wprowadzenia i zdjęć – materiały prasowe