Dalej zastanawiam się, jakim cudem znalazłam się na sali kinowej, aby obejrzeć film Barbie: Delfiny z Magicznej Wyspy. Chyba przyszedł jakiś moment nostalgii i chęci powrotu do dzieciństwa. Czasów, gdy każda dziewczynka bawiła się lalkami Barbie i oglądała o niej filmy. Przełomem było Barbie: Jezioro łabędzie i tutaj jestem w stanie się założyć o moją ulubioną lalkę, że każda 5-6 latka znała ten film, a co druga posiadała go na VHSie. Może nawet znalazłabym gdzieś moje wydanie na strychu. Nie chciało mi się szukać, więc obejrzałam film Barbie: Delfiny z Magicznej Wyspy.
https://www.youtube.com/watch?v=2xsOokvceBo
Barbie wraz z siostrami, a ma ich aż trzy, spędza wakacje w nadmorskim kurorcie. Dziewczynki wspólnie się bawią i korzystają w pełni z wakacji. Gdy Pewnego razu Barbie poznaje Isle przy stacji badawczej, gdzie Marlow “opiekuje” się jedynym okazem szlachetnego delfina, który prawdopodobnie jest chory. Isla chce go uwolnić, ponieważ jest jej przyjacielem i wie, że nic mu nie dolega, a podła laborantka chce się tylko na nim wzbogacić. Barbie wraz z siostrami ze wszystkich sił chce pomóc nowo poznanej przyjaciółce.
Po seansie odniosłam wrażenie, że rozwój filmów spod znaku Barbie stoi w miejscu od 15 lat. Nie odczuwam żadnej, nawet najmniejszej ewolucji od znanych mi produkcji z dzieciństwa. Dostajemy, znów, obraz przesycony różem, słodkim błękitem i rzucającym się w oczy fioletem, nastawiony na to by go kupić, o akceptacji nawet nie wspominając. Twórcy dbają, aby bajka była miła i przyjemna dla odbiorcy, najprościej mówiąc: by się sprzedała. W odróżnieniu od Disneya nie niesie za sobą porządnego morału i nauki. Bo po co tak naprawdę? Wartości są już niemodne, więc po co mamy się ich na siłę doszukiwać moralizatorskiej puenty. I to jeszcze z bajki dla dzieci? Nie widzicie sensu? Szkoda.
Sztuka animacji, jeśli w ogóle możemy mówić w tym kontekście o jakiejkolwiek sztuce, jest beznadziejna. Ruchy postaci są nienaturalne. Wiem, że to Barbie, a Barbie to lalki, ale lalkowych gestów też tutaj nie dostrzegam. Brakuje precyzji i dokładności. Film według mnie został zrobiony w pośpiechu, nastawiony przede wszystkim na reklamę przedświąteczną. Bo jaka sześciolatka nie chciałaby mieć laki z nowej kolekcji Barbie z magicznymi delfinami? Odrealniony świat, który wygląda komicznie, ale w typowej kolorystyce dla dziewczynek jest kupowany bez problemów. Przesłodzony do wszelkich granic możliwości i przyzwoitości obraz prezentujący się cukierkowo i idealnie wprost dla małych księżniczek i przyszłych modelek. W końcu dzisiejsze dziecko kupi wszystko, ważne, żeby dobrze wyglądało. Szkoda, że wszystko odbija się na młodych odbiorcach, bo przekazanie bezsensownej bajki, której oglądanie nie jest przyjemnością, jest przykre. Ale na to najwyraźniej godzi się społeczeństwo, wiec nie mamy co liczyć na zmiany w tej kwestii. Chociaż historie, na których wychowywały się pokolenia znające wcześniejszą twarz Barbie, mogą się cieszyć i to bardzo. Zmiana koncepcji i przeniesienie się z bajkowego świata Barbie do codzienności w tym przypadku nie zadziałało. Prawie z obowiązku wymienię jeden plus, a raczej problem, który został poruszony w bajce. Barbie: Delfiny z magicznej wyspy to opowieść o siostrzanej miłości i wielkiej przyjaźni. Niestety to jedyna lekcja, którą daje najmłodszym ta bajka, a mogłoby być więcej. Dużo więcej.
Historia, z którą tym razem przyszło się nam spotkać, nie jest bajką, jaką można polecić dzieciom. Bajki o Barbie bardzo straciły w ostatnim okresie na wartości. Nie są już tym, do czego przywykłam i pewnie większość, o ile mogę tak powiedzieć, rówieśników. Koncepcja przedstawiona na początku XXI wieku była niesamowita, teraz zmieniło się to nie do poznania. Marka i tak dużo na tym nie traci, bo laki Barbie jak były w modzie 50 lat temu, tak nadal są dostępne. A filmy będą cieszyć dziewczynki, nakazując im błagać rodziców o kolejne zabawki.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe