Znacie taki słynny cytat z polskiego polityka, który brzmi: sprawa jest rozwojowa? W kontekście Kingsmana sprawa już się rozwinęła – i to do całkiem pokaźnych rozmiarów. Pomimo tego, że w kinach jeszcze śmiga druga część, a widzów na pokazach jest jak mrówków, to wytwórnia 20th Century Fox w swym strategicznym planowaniu wyprzedza wszystkich o lata. A dokładniej, to o dwie jesienie. Premiera trzeciej części uznanej już marki ma się bowiem odbyć na jesieni roku 2019.
I, co więcej, nikt nie ukrywa się ze skalą przedsięwzięcia, jakim ma być Kingsman 3. A przynajmniej nie robią tego Taron Egerton, czyli filmowy Mały Eggsy, oraz Matthew Vaughn, czyli reżyser obu części szpiegowskiej sagi. Pierwszy z nich nie ukrywa, że obecność Dwayne’a Johnsona w wieńczącej trylogię odsłonie byłaby niesamowitym hitem, ale wstępnie opisana w scenariuszu rola złoczyńcy zupełnie do niego nie pasuje:
Wiem, kim będzie nowy złoczyńca i dlatego właśnie twierdzę, że nie może być nim Dwayne Johnson. Dopasowałby się, pewnie zagrałby świetnie, ale rola, którą opisał mi Matthew Vaughn, zupełnie nie pasuje do jego wizerunku.
Matthew Vaughn jednak nie załamuje rąk i dla swoich postaci już zaplanował sporo atrakcji. A tak się przynajmniej wydaje:
Następny film pokaże nam trochę więcej oblicza poszczególnych bohaterów. Z pewnością osadzę ich w sytuacjach, z którymi do tej pory nie mieli do czynienia. (…) Poza tym, uniwersum będzie kontynuowane i nowi agenci również wtrącą do niego swoje trzy grosze. Jedni zmienią stronę, drudzy wejdą do gry, trzeci się wytrenują… Jest wiele opcji zdatnych do eksploracji.
Czyli na dniach możemy spodziewać się typowego Kingsmanverse z całą masą spin-offów, sequeli, origin story… Ale czy to źle?
Źródło: screenrant.com / Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe