Myśleliście, że z powodu bycia szóstą odsłoną serii, Terminator 6 zacznie się tam, gdzie zakończyło się Genisys? Jak zwykł mawiać pewien youtuber, nic bardziej mylnego. Dziś twórca franczyzy, James Cameron, który powraca do swojego dziecka po 16 latach nieobecności niczym ojciec marnotrawny, stanowczo oświadczył, że szósta część będzie bezpośrednią kontynuacją wydarzeń z Terminatora 2: Dzień Sądu. Co za tym idzie – to, co widzieliśmy w Buncie Maszyn, Ocaleniu oraz we wspomnianym Genisys, idzie w zapomnienie. Mimo że sam Cameron nie stanie za kamerą (niezły rym, co nie?) to będzie pełnił funkcję producenta filmu, a reżyserski stołek przypadnie Timowi Millerowi, twórcy filmowego Deadpoola. W wywiadzie dla The Hollywood Reporter Cameron wyjaśnia:
Będzie to kontynuacja wydarzeń z Terminatora 1 oraz Terminatora 2. Udajemy tym samym, że kolejne filmy z serii byłym niczym innym, jak złym snem lub osadzone były w alternatywnej rzeczywistości, co byłoby dopuszczalne w naszym multiwersum. Ku mojemu zaskoczeniu, głównym motorem napędowym tego pomysłu okazał się Tim, a ja do projektu byłem sceptycznie nastawiony. Jedyne, na co nalegałem, to zmodernizowanie i odświeżenie cyklu pod XXI wiek.
Trudno się dziwić takiej decyzji, skoro bez cienia wątpliwości części 3-5, delikatnie mówiąc, po prostu nie dorastały swoim poprzednikom do pięt. Teraz, kiedy Cameron ponownie wziął się za franczyzę, mając pod ręką naprawdę sprawnego reżysera, możemy liczyć na to, że szósty Terminator przywróci serii dawny blask. Swoją drogą, ujawniono już jego datę premiery i jest to 26 lipiec 2019 roku! W obsadzie zobaczymy ponownie mięśniaka Arnolda Schwarzeneggera, który być może ponownie wypowie swoje ikoniczne Hasta la vista oraz wcielającą się w Sarę Connor Lindę Hamilton.
Źródło: hollywoodreporter.com / Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe