Dunkierka ma swoje wady i zalety… I choć tych pierwszych może być nawet więcej niż tych drugich, to dyskusji nie podlega fakt niesamowitej roboty wykonanej na poziomie realizacji. Nolan zaprezentował kilka naprawdę olśniewających tricków, z czego chyba największe wrażenie robią te w tzw. sekwencjach powietrznych. Kamera doczepiona do samolotu i samorzutnie się „ewakuująca”, gdy ten lądował w oceanie, to rzecz zaiste miła dla oka, ale i trudna dla operatora. A tym w Dunkierce był absolwent łódzkiej szkoły filmowej Hoyte van Hoytema. W ostatnim wywiadzie z magazynem American Cinematographer opowiedział więc on co nieco o swojej pracy przy (jak niektórzy by chcieli) opus magnum Nolana, a mimochodem podzielił się też ciekawostką z planu, wedle której… filmowcy podczas kręcenia jednej ze scen utopili IMAXową kamerę!
https://www.youtube.com/watch?v=wyTKAyqsIHY
Nie był to oczywiście przemyślany psikus, lecz zwyczajny wypadek przy pracy. Gdy Nolanowi do spółki z van Hoytemą wydawało się, że zabezpieczyli kamerę na samolocie w sposób nienaruszalny, to okazało się, że ich zsumowany ciężar niemal natychmiast pociągnął je na dno. Przez ponad półtorej godziny kamera leżała zatem i czilowała sobie w oceanie, a wraz z nią cały nakręcony materiał, na który słona woda oraz jej ciśnienie wywarły niemały wpływ. Na szczęście wszystkiemu zaradzono, spłukując i czyszcząc skrupulatnie film przez kolejne dni. A że rzeczywiście sobie poradzono, to najlepiej poświadczy efekt końcowy!
Źródło: American Cinematographer / Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe