Choć te małe, żółte i irytujące bąble posiadają wielomilionową rzeszę fanów na całym świecie, to zapewne nikt z nas nie spodziewał się, że tak szybko strącą z piedestału dotychczasowego króla animacji, czyli Shreka. Ale strąciły. I to z tronu najbardziej dochodowej serii animowanej wszech czasów. Popularny zielony ogr, który swoją franczyzę oparł na trzech pełnych metrażach i spin-offie o kocie w butach, dzierżył dotychczas niekwestionowany rekord w ilości zarobionych pieniędzy w skali globalnej, a jest dokładnie 3 miliardy i 510 milionów dolarów amerykańskich. Natomiast odpowiedzialne za powołanie Minionków do życia studio Ilumination, swoją trzecią odsłoną serii pod tytułem Gru, Dru i Minionki po ostatnim weekendzie dorobiło się łącznie 3 miliardów i 528 milionów dolarów! Co w tym wszystkim najśmieszniejsze to fakt, że w punkcie wyjścia owe nieznośnie i stwarzające wieczne kłopoty stworki były jedynie dodatkiem do przygód Gru (Jak ukraść Księżyc), ale w wyniku ich nieopisanego uroku dość szybko dorobiły się pozycji wiodącej. A to tylko potwierdził osobny film w pełni im poświęcony (Minionki z 2015 roku).
Jednakże największe splendory należą się z pewnością tegorocznemu hitowi, albowiem Gru, Dru i Minionki sam zarobił więcej niż dwie poprzednie części razem wzięte (879 milionów). A to jeszcze nie koniec, bo w planach jest jeszcze co najmniej druga część spin-offowych Minionków, które na tę chwilę zdają się być istną żyłą złota. Kiedy natomiast jej złoża sięgną końca, tego nie wiemy. Ale wiemy, że póki co Universal może spać spokojnie. Co prawda Shrek gdzieś tam majaczy o swoim rychłym powrocie, lecz wychowani na Minionkach młodociani kinomani, raczej nie pozwolą swoim ulubieńcom spaść z tego zaszczytnego tronu. Jak to się mówi – umarł król, niech żyje król!
Źródło: deadline.com / Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe