Premiera Dunkierki za pasem, zatem czas zrobić wokół niej trochę szumu, nieprawdaż? Choć akurat nazwisko Nolan oraz pojęcie „film wojenny”, a nawet oba te wyrażenia razem wzięte, nie wymagają osobnej promocji, to jednak posłuchać i poczytać o nich możemy zawsze i niemal zawsze będziemy robić to z zaciekawieniem. A już na pewno, gdy w grę wchodzą problemy oraz przeszkody z jakimi reżyser spotkał się na swej drodze na północne wybrzeże Francji. W jednym z ostatnich wywiadów Christopher Nolan ujawnił bowiem, że temat Operacji Dynamo i w ogóle Dunkierki jest dość niewygodny dla amerykańskich filmowców. Bo jak to tak, tworzyć film wojenny z amerykańskim rozmachem o akcji, w której nie brał udział żaden Amerykanin? Kto to w ogóle będzie oglądał? I właśnie takie słowa – niekoniecznie cytowane i niekoniecznie w tej kolejności – usłyszał reżyser Mrocznego rycerza, gdy dobijał targu z braćmi z Warnera:
Wytwórnie filmowe są zainteresowane filmami o Amerykanach, a w Dunkierce nie było żadnych Amerykanów. Nie chciałem więc poruszać tego tematu, dopóki nie otrzymałbym wystarczającego kredytu zaufania ze strony studia. To po prostu musiał być film brytyjski, ale z amerykańskim budżetem. Dopiero ta wizja była na tyle satysfakcjonująca, aby ją wykorzystać i zrealizować.
No dobrze, ale co takiego się stało, że w końcu Warner Bros. uległ namowom Nolana i dał się skusić na odejście od schematu? A no właśnie – schemat. Skoro Dunkierka nie opowiadałaby heroicznej historii amerykańskich supersoldatów, to w zamian musiałaby zainteresować widza czymś innym. Na przykład nietuzinkową formą. Taką też ma zamiar sprezentować nam reżyser:
Moja karta przetargowa wyglądała tak: wsadzimy widzów w kokpit myśliwca Spitfire i pozwolimy im zmierzyć się z Messerschmittami. Umieścimy ich na plaży w taki sposób, aby na własnej skórze mogli poczuć piasek i uderzenia fal. Usadzimy ich w małych łodziach cywilnych kołyszących się niespokojnie po morzu w kierunku strefy działań wojennych. W skrócie: to bedzie rzeczywistość wirtualna bez headsetu.
https://www.youtube.com/watch?v=NjBV8gAGfVU
Mamy zatem nadzieję, że na pokaz Dunkierki nie przyjdzie Hayden Christensen, albowiem możliwość bliskiego obcowania z piaskiem raczej nie należy do jego ulubionych czynności… A tak na poważnie, to należy stwierdzić, iż rzeczywiście Nolan mocno (jak na swoje standardy) eksperymentuje z formą przekazu i choć przyjdzie nam to zweryfikować dopiero w dniu premiery, to już brzmi to całkiem całkiem. Z drugiej jednak strony, jeśli ktoś taki jak on, czyli Nolan, czyli gość, który z racji swych dokonań powinien zasiadać w radzie zarządu Warner Bros., musi ciągle starać się o zaufanie dla swoich produkcji, to mogą zaistnieć pewne obawy co do ostatecznej wersji filmu. Niech za przykład posłuży chociażby świeża sprawa Króla Artura, który choć mocno zakorzeniony w stylistyce Guya Ritchiego, nie oparł się ingerencji warnerbrosowskich korektorów, wobec czego finalny efekt dalece odbiega od zadowalającego. Niemniej jednak wierzmy w Nolana. Panie Nolanie, ufam Tobie.
Źródło: indiewire.com / Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe