Nowa Mumia jaka jest każdy widzi. A przynajmniej widzi ten, kto już ją oglądał. Kto nie oglądał… Ten nie dowie się, że swojego gościnnego występu nie zaliczył gwiazdor poprzedniej serii z zabandażowanym trupem w roli głównej. Mowa rzecz jasna o bożyszcze tłumów, czyli Brendanie Fraserze, który lata świetności niestety dawno ma za sobą. Pisaliśmy ostatnio, że mimo niekorzystnych warunków aktor nadal jest „wielbiony” przez rzesze fanów i to do tego stopnia, że ci piszą petycje do Netflixa oraz HBO. Nie mogli oni jednak wiedzieć, że studio Universal nie planuje umieścić Ricka O’Conella w nowym otwarciu serii, bo gdyby tak było przed premierą, to na pewno ludzie przywiązywaliby się łańcuchami do kolumn podpierających siedzibę wytwórni. Tak czy owak, absencja Frasera jest faktem i możemy jedynie bezradnie rozłożyć ręce. Ale możemy też dowiedzieć się, jaki jest powód takiej decyzji. Reżyserze Kurtzman, słuchamy:
Chcieliśmy oczywiście nawiązać do poprzedniej serii i rzecz jasna takowe momenty się pojawiają, ale nigdy nie rozmyślaliśmy nawet nad wprowadzeniem Brendana Frasera do filmu. Przecież on żył i działał w zupełnie innym okresie, w zupełnie innych czasach, wobec czego nie możemy być pewni tego, czy on w ogóle żyje (śmiech). Gdyby sam stał się potworem to może, ale poza tym nie widzę sensu i logicznego uzasadnienia dla jego obecności. I gdyby rzeczywiście był tym potworem, to miałby nam sporo do wyjaśniania, czyż nie?
Trafnie i boleśnie, Panie Kurtzman. Mumia z 1999 roku i jej sequele rozgrywały się bowiem w okresie między 1923 a 1946 rokiem, zatem zaprawdę zgrabne oraz racjonalne wprowadzenie postaci Brendana Frasera z Brendanem Fraserem jako odtwórcą tej roli byłoby nie lada łamigłówką. Ale może to i dobrze zrobiłoby twórcom. Gdyby tak zaczęli się zastanawiać nad jednym elementem, to może pomyśleliby również nad pozostałymi… A tak Mumia zarobiła w weekend otwarcia mniej niż każdy z trójki jej poprzedników z osobna. Wstyd.
Źródło: movieweb.com / Ilustracja wprowadzenia: kadr z filmu Mumia powraca