Lśnienie jest rozpatrywane w kategoriach najlepszego horroru filmowego, jaki kiedykolwiek powstał. Nic w tym jednak dziwnego, gdy weźmiemy pod uwagę, że za reżyserię zabrał się człowiek tworzący arcydzieło za arcydziełem, geniusz formy oraz inscenizator kinematograficznej polifonii sztuk – a to wszystko w jednej osobie! Fenomen Stanleya Kubricka trudno w ogóle ubrać w słowa, a tym bardziej opisać go za pomocą kilku zdań. Kto widział jakikolwiek film artysty, ten wie, o czym mówię … Niemniej jednak w okół Lśnienia wyrosło spore grono sceptyków, zarzucające reżyserowi marne przeniesienie na kinowy ekran książkowego pierwowzoru. Na czele tej grupy nie stoi nikt inny niż sam autor oryginału, czyli znany wszem i wobec Stephen King. Spór między tymi obiema legendami sięga już dnia premiery filmu i co gorsza, nie utracił na znaczeniu aż do dnia dzisiejszego.
Dowodów na taki stan rzeczy dostarcza nam twitterowe konto wytwórni Blumhouse Productions, która specjalizuje się w „wypuszczaniu” na rynek niezgorszej jakości horrorów. I to właśnie w tym kontekście zadano otwarte pytanie do publiki, dotyczące jej ulubionego filmu opartego na prozie Stephena Kinga. Gdy tylko autor zorientował się, co się dzieje bezzwłocznie zareagował. Oto efekty:
Zobacz również: Pierwsze wydanie Mechanicznej Pomarańczy odnalezione… w pojemniku z darami!
Sprawa zapewne rozeszłaby się po kościach, gdyby nie jeden fant. Do promowania postu został użyty kadr z filmowego Lśnienia Stanleya Kubricka, na którym podziwiamy pamiętne bliźniaczki z hotelu Overlook, zapraszające przerażonego Danny’ego do „zabawy”. To wystarczyło, aby ponownie rozjuszyć Stephena Kinga.
Choć wspomniałem, iż konflikt na linii King-Kubrick trwa od momentu premiery filmu, to de facto pierwszy ogień został rozprószony publicznie kilka lat później. Pisarz, mimo że w 1980 roku już cieszył się niemałą sławą, nie mógł sobie wówczas pozwolić na otwartą krytykę ówczesnego kinowego maestro. Jednakże sielanka nie mogła przecież trwać wiecznie i jak tylko King postanowił zabrać głos, tak nie oddaje go do dziś. Najbardziej dosadnie wyraził się on bodajże w 2014 roku w wywiadzie dla magazynu Rolling Stone (żeby było zabawniej – 15 lat po śmierci Stanleya Kubricka), gdzie swe zarzuty ubrał w godną podziwu poetycką szatę:
Jak wiadomo ludzie absolutnie za nim [za filmowym Lśnieniem] szaleją, ale nie potrafią zrozumieć dlaczego ja znajduję się na przeciwległym biegunie. Książka jest gorąca, film jest zimny, opowieść książkowa kończy się w płomieniach, opowieść filmowa w śniegu i mrozie. W książce widzimy Jacka Torrance’a, który stara się być dobry i dopiero stopniowo popada w szaleństwo, wobec czego nawiązuje się jakaś więź, jakieś uczucie czytelnika do jego osoby. Natomiast w filmie, z tego co mi wiadomo, Jack jest opętany już od pierwszego spojrzenia.
Widzimy więc, że krytyka Kinga opiera się (i z resztą zawsze się opierała) na niezgodnej z intencją twórcy adaptacji książkowych wydarzeń oraz postaci. W tym momencie warto jednak zastanowić się na czym tak naprawdę polega lub przynajmniej powinna polegać odpowiednia „ekranizacja” literackiego oryginału. Czy rzeczywiście film jako medium zawsze musi ustępować pierwszeństwa literaturze? Czy adaptacja bezwzględnie zmusza filmowców do przestrzegania opisanych na kartach powieści zaleceń i zastrzeżeń? Trzymania się ram i formy oryginału? Odrzucenia własnych przemyśleń, własnych interpretacji, własnych emocji w imię formalnego zadośćuczynienia? Otóż nie! W rewelacyjny sposób opisał to w jednej ze swoich prac naukowych filmoznawca i literaturoznawca Krzysztof Kozłowski, który rozważając idee stojące za tymi nieszczęsnymi adaptacjami uznał, że „film staje się czymś więcej niż wehikułem konkretnej powieści, a celem twórcy nie jest czynienie zadość oryginałowi, lecz osadzenie jej sensu w ramach innego medium postulowanego przez rzeczony oryginał”.
I w podobnej tonacji utrzymana jest również myśl samego Stanleya Kubricka! W wywiadzie dla magazynu Film z 1961 roku, reżyser rozprawiając na temat ekranizacji Lolity Vladimira Nabokova pozostawił niniejszą kwestię bez najmniejszych niedopowiedzeń:
Adaptacja filmowa winna posiadać własny charakter, niezależny od pierwowzoru literackiego. Może ona okazać się gorsza lub lepsza od oryginału, ale nigdy nie powinna być jego powtórzeniem.
No i to załatwiałoby całą sprawę. A wracając jeszcze na chwilę do Lśnienia, to Kubrick nie wdawał się w otwartą polemikę ze Stephenem Kingiem, choć miał na temat powyższego tworu własną opinię, Podziwiał on pisarza za zmysł konstrukcji, lecz (jego zdaniem) King chwycił się zbyt wielu wątków i w konsekwencji umieścił masę niepotrzebnych „pseudopostaci i pseudopsychologicznych tropów”. Cóż, abstrahując od jednoznacznego wyrokowania należy przyznać, że jeśli nadal istnieją kontrowersje a propos dzieła, które swoją premierą odnotowało w 1980 roku, to z pewnością jest to dzieło wielkie. A co wy na to? Po której stronie barykady zajmiecie miejsce?
Źródło: maxim.com / Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe