Po raz trzeci mamy okazję śledzić losy pięknej Milli Jovovich w roli Alice, w świecie pełnym żywych trupów. Jednak tym razem za reżyserię odpowiedzialny jest twórca Nieśmiertelnego – Russell Mulcahy – przynosząc nam powiew świeżości i ciekawie zrealizowany film.
Akcja filmu rozgrywa się kilka lat po wydarzeniach z drugiej częsci serii – Resident Evil: Apokalipsa. Epidemii nie udało się powstrzymać, więc prawie cała ludzkość została zarażona wirusem T, zamieniając ją w zombie. Ci, co przetrwali, szukają schronienia, jedzenia i ocalałych. Gdy Alice ukrywa się przed korporacją Parasol, szalony naukowiec– Dr Isaacs – wciąż prowadzi badania nad antidotum. Musi zdobyć krew bohaterki, ponieważ wierzy, że jest ona kluczem do stworzenia leku i nie cofnie się przed niczym, aby ją zdobyć.
Trzeba przyznać, że wybór Mulcahy’a na reżysera wyszła filmowi na dobre. Początek produkcji rozpoczyna się z przytupem. Zamiast klaustrofobicznych i mrocznych pomieszczeń mamy oblane słońcem pustynne tereny stanu Nevada. Film od pierwszych minut wciąga dzięki świetnej realizacji i zastosowaniu dynamicznego montażu. Niestety ten efekt trwa tylko w pierwszych kwadransach produkcji, gdy do złudzenia przypomina Mad Maxa tyle, że wzbogaconego o zombie. Dodatkowo mamy tutaj trzy fenomenalne sceny, które z pewnością na długo pozostaną w naszej pamięci. Pierwsza to świetna walka Alice z zainfekowanymi psami. Kolejna to fragment z chmarą wygłodniałych i zarażonych kruków na stacji benzynowej pośrodku pustyni, przypominający jedną ze scen słynnego filmu Alfreda Hitchcocka pt. Ptaki. Trzecia to moment, w którym bohaterowie przyjeżdżają do opuszczonego, zasypanego przez piasek Las Vegas. Fragmenty te są bardzo dobrze nakręcone i robią niemałe wrażenie. Niestety, po tych scenach cała ciekawa otoczka filmu znika i rozpoczyna się klimat poprzednich części Resident Evil, w tym typowe dla nich absurdalności.
Alice wciąż ubrana w seksowne ciuszki, z idealnym makijażem, błyszczykiem na ustach i z nadprzyrodzonymi zdolnościami, jak maszyna rozwala każdego umarlaka, który stanie na jej drodze. Pomagają jej w tym inne ładne kobiety oraz mężczyźni z Odedem Fahrem na czele, którzy podobnie jak Milla aktorsko radzą sobie bardzo dobrze. Gdy akcja nabiera tempa, coraz częściej pojawiają się luki w scenariuszu i nielogiczności, a w finałowej walce efekty specjalne zaczynają szwankować. Jednak film jest tak skonstruowany, że produkcja nie przynudza i gdy tylko wyłączy się myślenie, ogląda się ją nadzwyczaj dobrze. Co więcej, w tle można usłyszeć muzykę, która dodatkowo tworzy świetną atmosferę w filmie. Niestety tak jak w poprzednich częściach, tak i w tym przypadku, seria wciąż cierpi na brak grozy. Mimo obdartych ze skóry, wygłodniałych zombiaków i dwóch marnych scen, w których wyskakują zza kamery, absolutnie nie odczuwamy strachu. Dlatego tak naprawdę dostajemy bardziej film akcji niż horror.
Ten, kto decyduje się na seans ekranizacji gry komputerowej z Millą i zombie, dokładnie wie czego może się spodziewać: dobrego kina akcji z elementami horroru, podczas którego powinno się wyłączyć myślenie, czyli typowe „guilty pleasure”. Do tego typu filmów nie warto podchodzić poważnie, bo można sobie popsuć zabawę. Ważne, że produkcja różni się od pozostałych części. Jest ciekawie przedstawiona, oryginalna i posiada świetne sceny z genialną muzyką w tle. Fani serii nie powinni być zawiedzeni.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe