Najważniejszą informację poznaliśmy już wczoraj. Polacy dzielnie obronili się przed światową nawałnicą zachodniej produkcji „Deadpool”. Największa liczba osób spędziła walentynkowy weekend wybierając klasyczną pozycję romantyczną w postaci „Planety singli”. Teraz przedstawiamy pełne dane z polskiego box office za 12-14.02.
1. „Planeta singli” nie tylko utrzymała pierwszą pozycję, ale i zwiększyła o 156% (!) frekwencję. Na rodzimą komedię romantyczną poszło ponad pół miliona widzów, a ogólna frekwencja zbliża się już do miliona.
2. Najważniejszą premierą weekendu na świecie i w Polsce był „Deadpool”. Produkcja osiągnęła w Polsce znakomite rezultaty. Film obejrzało 206 tysięcy widzów na 118 kopiach. Jest to najlepsza tegoroczna średnia widzów na kopię (1746 osób). „Deadpool” posiada również drugi po nowym filmie Vegi wynik otwarcia w 2016 roku i drugi wynik otwarcia dla filmów superbohaterskich (po „Avengers 2”). Widzimy, że ubrany w czerwone obścisłe wdzianko antybohater walczył dzielnie, lecz był na z góry straconej pozycji. Wystarczy porównać liczbę kopii obu produkcji z miejsc 1-2.
3. „Pitbull. Nowe porządki” nie schodzi z podium zestawienia i przekroczył granicę miliona widzów. Produkcja wciaż dzierży najlepszy wynik frekwencyjny, lecz widząc tempo „Planety singli” nie potrwa to długo.
4. Tylko dwie premierowe pozycje dostały się do czołowej dziesiątki. Oprócz wspomnianego wcześniej „Deadpoola” była to komedia dla pań „Jak to robią single”, która zajęła miejsce w połowie stawki przyciągając 86 tysięcy widzów.
5. Pozostałe premiery weekendu:
Najbliżej 10 miejsca był dramat z Russelem Crowe i Amandą Seyfried „Ojcowie i córki”. Film obejrzało 12 896 widzów (79 kopii). Jak na małą dystrybucję to dobrze prezentuje się wynik „Barany. Islandzka opowieść”. Islandzki dramat zobaczyły 8 224 osoby(24 kopie), Austriacki horror „Widzę, widzę” przyciągnął 2 687 widzów (14 kopii), a najnowszy film Greenawaya „Eisenstein w Meksyku” zainteresował 1 453 kinomanów (25 kopii).
Zapraszamy do naszych RECENZJI, z których dowiecie się czy warto wybrać się na nową premierę, a może lepiej nadrobić coś starszego.
Źródło: pisf.pl / ilustracja: mat. prasowe