Seriala HBO Jonathana Amesa zakończył się przedwcześnie, to pewne, ale każdy jego odcinek nosił ten sznyt autorskości, który świadczyy o tym, że twórcy wiedzą, dokąd zmierzaką. Gdyby nie „cancel” zapewne nawet i w 5. sezonie pozostawiłby wrażenie, że mamy do czynienia z czymś wypitym i kochanym przez twórców. Opowieść o lekko uzależnionym od marihuany pisarzu, który ogłasza się w internecie jako detektyw (aby szukać literackich inspiracji) to przezabawna opowieść o nowojorskich intelektualistach. W tle, obok Jasona Schwartzmana, przezabawny Zach Galifaniakis oraz Ted Danson. Można uznać, że Bored to death skończyło się przedwcześnie, ale dzięki temu mamy 4 sezony naprawdę dobrej, autorskiej produkcji.
Brudny, mroczny, ale pełny jedynych możliwych wyborów świat policjanta Vicka Mackeya (Michael Chiklis) to również początki serialowych antybohaterów, które w trakcie emisji tego serialu stały się standardem. Trzeba jednak przyznać, że Shawn Ray stworzył serial sugestywny, wciągający i trzymający do samego końca poziom, który został w sercach fanów gatunku do samego końca. Tym bardziej, że niedługo po nim nadciągnął zalew nudnych, robionych od sztancy „procuderali” z o wiele mniej ciekawymi protagonistami.
Jak na serial, który przetrwał tak długo, to niewątpliwie udana produkcja, która nie pozostawiła uczucia niesmaku, bowiem przygody doktora House’a do samego końca starały się opowiadać nie tylko o dziwnych przypadkach medycznych, ale również ludziach. Nie bez powodu serial od samego początku pomyślany był jako Sherlock Holmes świata medycyny – jego konwencja została więc przedstawiona na starcie, aby widzowie do samego końca wiedzieli, czego mogą się spodziewać. Serial, który wie, czym chce być, to wcale nie jest taka oczywistość. Najlepsze zakończone seriale to bowiem takie, które nie tracą swojej wyrazistości nawet w ostatnim odcinku. Dr House utrzymuje się do dzisiaj na swoim tronie procedurali medycznych.
Z Twin Peaks Davida Lyncha to jest dziwna sprawa – oczywiście, że pierwsze dwa sezony to relikt swoich czasów, a serial przedwcześnie ściągnięty z anteny, który nabrał znaczenia dopiero po latach. Ale jest to mimo wszystko zamknięta (przez film oraz kontynuacje z 2017 roku) opowieść, która na półce serialożercy powinna stanąć jako jeden, pełnoprawny i soczysty wycinek Lynchowskiego popisu. Nie było i chyba długo nie będzie we współczesnej telewizji tak odważnej produkcji, która nie spogląda z zazdrością na czyjeś słupki oglądalności.
Aż dziw bierze, że to mockumentary przetrwało tak długo, bo serial zawsze pozostawiał po sobie wrażenie długiego, przeciągniętego żartu, który wciąż lubimy słuchać, od nowa i od nowa… Cóż – fani do dzisiaj uważają, że dobrze, iż skończono go w odpowiednim momencie, a sam serial doczekał się dzięki temu statusu kultowości. Dawał radę nawet wtedy, gdy zniknął z niego okrąglutki jak słońce Chris Pratt, dla którego była to winda do komediowej kariery. Oczywiście międzyczasie trzeba było jakoś wyjaśnić fakt, że postać grana przez Pratta schudła, bo zaproszono go do tańca ze światem Marvela, ale również ten problem potraktowano soczystymi żartami. Trzeba jednak wspomnieć o innym kultowcu, dzięki któremu ogląda się ten serial świetnie – Ronie Swansonie granym przez Nicka Offermana.
Damon Lindeloff, który jeszcze powróci w naszym rankingu, wraz z J.J. Abramsem zrobili serial, który zmienił współczesną telewizję. Nawarstwienie tajemnic oraz wątków prowadził w tym przypadku do jedynych możliwych konkluzji – światem rządzą tajemnicze siły, a niektóre odpowiedzi lepiej niech pozostaną otwarte. To nie finisz jest ważny, ale cała podróż. Jeśliby oceniać ten serial z tej perspektywy, to dostajemy jedną z najciekawiej skończonych produkcji telewizyjnych w historii medium.
Twórcy prequelu Psychozy (choć wyszło z tego zupełnie coś innego) od początku mówili, że jest to projekt na maksimum 5 sezonów. Ostatni, 10-odcinkowy finał przyniósł sporo satysfakcji, odpowiedział na pytanie, jak zrodził się Norman Bates, a także pogłaskał fanów godnymi zapamiętania odwiedzinami Rihanna w jednej z ról. Najlepsze zakończone seriale wiedzą bowiem, jak odejść śpiewająco i z klasą!
Serial Damona Lindeloffa to ekranizacja książki Toma Perrotty, który w pewnym momencie porzuca pytanie, jak doszło do zniknięcia na całym świecie 2% ludzkości, więc skupia się tylko i wyłącznie na reperkusjach tego stanu rzeczy. Z takim mocnym konceptem nietrudno ocierać się o metafizykę i apokaliptyzm, ale showrunner miał inne plany na ten serial – skończyć go dokładnie tak, jak ma na to ochotę oraz skupiać się na bohaterach, a nie na odpowiedziach, które w przypadku tak dużego kalibru zawsze będą niesatysfakcjonujące.
Wprawdzie zakończeniem serialu, a raczej jego swoistym epilogiem, jest netflixowy film El Camino, ale trzeba przyznać, że historia Waltera White’a została zamknięta właściwie i z klasą – dokładnie po 5. sezonach. Tak, jak obiecano fanom – klamrą spajającą całą tę mroczną opowieść o uzależnieniu od władzy oraz sferze zła, do której wkraczamy zawsze bezwiednie, a potem jest za późno, aby się wycofać. Wielkie telewizyjne wydarzenie, które jest tryumfem nie tylko ekipy aktorskiej, ale również mocnego pióra scenarzysty, Vince’a Gilligana.
Dwa największe wydarzenia telewizyjne, które zmieniły postrzeganie tego medium przez krytykę. Trudno się zdecydować na pierwsze miejsce, więc postawiliśmy obok siebie tych dwóch gigantów, aby żaden z nich nie czuł się poszkodowany. Historia grupy policjantów z Baltimore, które wypowiedziała wojnę bossom narkotykowym oraz lokalnym dilerom, to popis kontroli producencko-scenariuszowej nad materiałem wyjściowym. The Wire do dzisiaj robi wrażenie jako przemyślany, konsekwentny i odważny twór, który prowadzi nas po rzeczywistości wręcz namacalnie znanej, bo stworzonej dzięki researcherowi. Podobnie z Rodziną Soprano, która pewną rękę, przez lata rysowała obraz epickiej historii rodzinnej, która egzystuje w dwóch światach – serialowym oraz rzeczywistym. Bo siłą naprawdę dobrych seriali jest to, że konstruują nam świat, w który wierzymy nawet po tym, gdy wyemitowany zostanie ostatni odcinek. Jeśli ktoś nie zna tych produkcji, to nie wiem, na co jeszcze czeka. Do telewizorów!