Według słów obecnego na festiwalu producenta Jaya Van Hoya mogło się to udać dzięki precyzyjnej wizji Eggersa, w której każdy detal musiał się znajdować na swoim miejscu. Filmowa latarnia została zbudowana od podstaw, a całość była kręcona w większości w trudnych warunkach przy użyciu prawdziwych lokacji. Specjalnie przygotowano różniące się od siebie dialekty, którymi posługują się bohaterowie. Lighthouse jest więc produkcją wymagającą pełnego zaangażowania od całej ekipy technicznej, a w szczególności od dwóch głównych aktorów. Po premierze na festiwalu w Cannes sam Dafoe zażartował, że jedyne zwierzęta skrzywdzone w trakcie realizacji filmu to on i Pattinson.
Rok temu powstał kameralny film o latarnikach, który przeszedł bez większego echa. Było to Bez śladu zainspirowane prawdziwą historią zaginięcia trzech z nich pracujących na Wyspach Flannana w 1900 roku. W gruncie rzeczy opowiadało podobną historię jak Lighthouse. Wyspa odcięta od świata, mężczyźni skazani na przebywanie ze sobą przez długi czas na małej przestrzeni, konflikty tworzące się między nimi i popadanie w obłęd. Jednak to, co świadczy o wyjątkowości dzieła Eggersa, to dopracowana w najmniejszych szczegółach strona techniczna, korzystanie ze specyficznego poczucia humoru i zrezygnowanie z realizmu na rzecz piętrzenia tajemnic oraz oniryzmu. W końcu jego najnowszy film to w równym stopniu dramat psychologiczny, czarna komedia, a wreszcie kino grozy mocno inspirowane niemieckim ekspresjonizmem i epoką kina niemego.
Oczywiście jest to ćwiczenie z formy, biorąc pod uwagę zabawy z oświetleniem i format obrazu 4:3. Eggers nie zapomina jednak o tym, że oprócz niego powinni bawić się również widzowie. Ci cierpliwi i poszukujący w kinie czegoś innego niż zwykle na pewno zostaną wynagrodzeni. Można przecież doszukiwać się tytułów, którymi inspirowali się twórcy, a także zauważać przenikanie się jego dzieła z innymi dziedzinami sztuki. Sam reżyser wspominał o wpływie Ingmara Bergmana, Fritza Langa czy Beli Tarra. Lighthouse nie wpada w pułapkę taniej symboliki i samouwielbienia właśnie ze względu na humor, integralny dla tej opowieści, a nie asekuracyjny. Przejawia się to między innymi w pijackich tyradach wygłaszanych przez latarników. Polegają na wyrzucaniu z siebie dużej ilości słów i wymyślnych obelgach, ale wypowiadane przez aktorów brzmią jak jedyna w swoim rodzaju, wulgarna poezja.
Jeszcze raz kilka słów o nich. To co wyczyniają na ekranie Pattinson i Dafoe, jest trudne do opisania słowami. Dafoe w fascynujący sposób ogrywa stereotyp starego, chlejącego na umór i rzucającego kolejnymi przysłowiami żeglarza. Z potarganą czupryną i długą brodą wygląda jak ożywiony antyczny posąg. Pattinson wyposażony w wąs zaczyna jako wycofany nowicjusz, ale wraz z biegiem czasu traci kontakt z rzeczywistością i narastają jego ataki szału. To on wyrasta bardziej na postać pierwszoplanową, ponieważ narracja opiera się na jego subiektywnej perspektywie. Ich interakcje składają się na jeden z najlepszych męskich duetów obecnych w ostatnich latach w kinie. Nawet po chwilach wyciszenia i pozornego spokoju, panowie powracają z nową energią i coraz to większymi szarżami.
Ostatecznie nie możemy być pewni, które z sytuacji rozgrywają się naprawdę, a które są jedynie wytworem wyobraźni lub chorego umysłu. Poddawane w wątpliwość są nawet dialogi, a bierze się to z zachowania latarnika granego przez Dafoe. Przedstawia on bowiem swojemu koledze zupełnie inne wersje wydarzeń niż te, które obserwowaliśmy niedawno na ekranie. Wszystko dzieje się w rytm szant i stukających w stół kolejnych pustych butelek alkoholu. W pewnym momencie sprawy przybierają kształt delirycznego ciągu – klaustrofobicznego i psychologicznego Kac Vegas, gdzie bohaterowie raz za razem budzą się potężnie skacowani, widząc efekty swoich nocnych wybryków. Pozostaje tylko pytanie – czy to wszystko ma w ogóle szanse skończyć się dobrze i co jest w tytułowej latarni morskiej będącej swoistym macguffinem?
Lighthouse najlepiej odkryć, czytając o nim jak najmniej przed seansem, dlatego i tak pewnie napisałem o nim zbyt dużo. To film, w którym wyjątkowa forma łączy się z wyjątkową opowieścią o samotności i szaleństwie. A może o zupełnie czymś innym. Warto wraz z bohaterami wejść do latarni i przekonać się samemu, jakie kryje tajemnice. Choć robicie to na własną odpowiedzialność.
Ilustracja wprowadzenia: fot. materiały prasowe / A24, źródła wypowiedzi twórców: bloody-disgusting.com / apnews.com