Kadr z filmu The Lighthouse / fot. materiały prasowe
Kadr z filmu The Lighthouse / fot. materiały prasowe

Lighthouse | American Film Festival 2019

Kilka dni po American Film Festival ze wszystkich obejrzanych filmów (a było ich sporo) najbardziej w głowie siedzi mi Lighthouse Roberta Eggersa. Sugestywne czarno-białe kadry, stopniowo pogrążający się w szaleństwie Robert Pattinson, pierdzący Willem Dafoe, atmosfera tajemnicy i możliwość własnej interpretacji zdarzeń. Amerykański reżyser nakręcił obraz już uchodzący za kultowy, ale jak udało mu się osiągnąć taki efekt?

Według słów obecnego na festiwalu producenta Jaya Van Hoya mogło się to udać dzięki precyzyjnej wizji Eggersa, w której każdy detal musiał się znajdować na swoim miejscu. Filmowa latarnia została zbudowana od podstaw, a całość była kręcona w większości w trudnych warunkach przy użyciu prawdziwych lokacji. Specjalnie przygotowano różniące się od siebie dialekty, którymi posługują się bohaterowie. Lighthouse jest więc produkcją wymagającą pełnego zaangażowania od całej ekipy technicznej, a w szczególności od dwóch głównych aktorów. Po premierze na festiwalu w Cannes sam Dafoe zażartował, że jedyne zwierzęta skrzywdzone w trakcie realizacji filmu to on i Pattinson.

Lighthouse

fot. materiały prasowe / A24

Rok temu powstał kameralny film o latarnikach, który przeszedł bez większego echa. Było to Bez śladu zainspirowane prawdziwą historią zaginięcia trzech z nich pracujących na Wyspach Flannana w 1900 roku. W gruncie rzeczy opowiadało podobną historię jak Lighthouse. Wyspa odcięta od świata, mężczyźni skazani na przebywanie ze sobą przez długi czas na małej przestrzeni, konflikty tworzące się między nimi i popadanie w obłęd. Jednak to, co świadczy o wyjątkowości dzieła Eggersa, to dopracowana w najmniejszych szczegółach strona techniczna, korzystanie ze specyficznego poczucia humoru i zrezygnowanie z realizmu na rzecz piętrzenia tajemnic oraz oniryzmu. W końcu jego najnowszy film to w równym stopniu dramat psychologiczny, czarna komedia, a wreszcie kino grozy mocno inspirowane niemieckim ekspresjonizmem i epoką kina niemego.

Zobacz również: Robert Eggers szykuje film o Wikingach

Oczywiście jest to ćwiczenie z formy, biorąc pod uwagę zabawy z oświetleniem i format obrazu 4:3. Eggers nie zapomina jednak o tym, że oprócz niego powinni bawić się również widzowie. Ci cierpliwi i poszukujący w kinie czegoś innego niż zwykle na pewno zostaną wynagrodzeni. Można przecież doszukiwać się tytułów, którymi inspirowali się twórcy, a także zauważać przenikanie się jego dzieła z innymi dziedzinami sztuki. Sam reżyser wspominał o wpływie Ingmara Bergmana, Fritza Langa czy Beli Tarra. Lighthouse nie wpada w pułapkę taniej symboliki i samouwielbienia właśnie ze względu na humor, integralny dla tej opowieści, a nie asekuracyjny. Przejawia się to między innymi w pijackich tyradach wygłaszanych przez latarników. Polegają na wyrzucaniu z siebie dużej ilości słów i wymyślnych obelgach, ale wypowiadane przez aktorów brzmią jak jedyna w swoim rodzaju, wulgarna poezja.

Lighthouse

fot. materiały prasowe / A24

Jeszcze raz kilka słów o nich. To co wyczyniają na ekranie Pattinson i Dafoe, jest trudne do opisania słowami. Dafoe w fascynujący sposób ogrywa stereotyp starego, chlejącego na umór i rzucającego kolejnymi przysłowiami żeglarza. Z potarganą czupryną i długą brodą wygląda jak ożywiony antyczny posąg. Pattinson wyposażony w wąs zaczyna jako wycofany nowicjusz, ale wraz z biegiem czasu traci kontakt z rzeczywistością i narastają jego ataki szału. To on wyrasta bardziej na postać pierwszoplanową, ponieważ narracja opiera się na jego subiektywnej perspektywie. Ich interakcje składają się na jeden z najlepszych męskich duetów obecnych w ostatnich latach w kinie. Nawet po chwilach wyciszenia i pozornego spokoju, panowie powracają z nową energią i coraz to większymi szarżami.

Zobacz również: Robert Pattinson po raz pierwszy w kostiumie Batmana! Aktor o swoich wrażeniach

Ostatecznie nie możemy być pewni, które z sytuacji rozgrywają się naprawdę, a które są jedynie wytworem wyobraźni lub chorego umysłu. Poddawane w wątpliwość są nawet dialogi, a bierze się to z zachowania latarnika granego przez Dafoe. Przedstawia on bowiem swojemu koledze zupełnie inne wersje wydarzeń niż te, które obserwowaliśmy niedawno na ekranie. Wszystko dzieje się w rytm szant i stukających w stół kolejnych pustych butelek alkoholu. W pewnym momencie sprawy przybierają kształt delirycznego ciągu – klaustrofobicznego i psychologicznego Kac Vegas, gdzie bohaterowie raz za razem budzą się potężnie skacowani, widząc efekty swoich nocnych wybryków. Pozostaje tylko pytanie – czy to wszystko ma w ogóle szanse skończyć się dobrze i co jest w tytułowej latarni morskiej będącej swoistym macguffinem?

Lighthouse

fot. materiały prasowe / A24

Lighthouse najlepiej odkryć, czytając o nim jak najmniej przed seansem, dlatego i tak pewnie napisałem o nim zbyt dużo. To film, w którym wyjątkowa forma łączy się z wyjątkową opowieścią o samotności i szaleństwie. A może o zupełnie czymś innym. Warto wraz z bohaterami wejść do latarni i przekonać się samemu, jakie kryje tajemnice. Choć robicie to na własną odpowiedzialność.

Ilustracja wprowadzenia: fot. materiały prasowe / A24, źródła wypowiedzi twórców: bloody-disgusting.com / apnews.com

Fan westernów, kina noir i lat 80. Woli pisać o filmach niż o sobie.
A tu sobie zapisuje rzeczy:
https://www.facebook.com/Wjednymujeciu1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?