Somewhere, over the rainbow – śpiewała Judy Garland w 1939 roku, wcielając się w rolę Dorotki. Piosenkę tę wszyscy kiedyś gdzieś słyszeliśmy, podobnie jak znamy bardziej lub mniej dokładnie historię Czarnoksiężnika z Oz. Okres świąteczny niejako skazuje nas na to, aby z ekranu telewizora spoglądał na nas Kevin sam w domu, jednak może dla odmiany warto sięgnąć po niezarównany klasyk filmowy? Pozwólmy Dorotce oraz jej psiakowi – Toto, przenieść nas na drugą stronę tęczy, a z pewnością nie będziemy żałować tej decyzji.
Fabuła produkcji została oparta na powieści Lymana F. Bauma noszącej ten sam tytuł – za uzyskanie praw autorskich do ekranizowania książki amerykańska wytwórnia filmowa Metro-Goldwyn-Mayer wydała niebotyczną na te czasy sumę 75 tysięcy dolarów. Dzięki użyciu technicoloru kraina Czarnoksiężnika nabrała niebywałych kolorów, które, mimo iż momentami wyglądają na przesycone, cieszą oko nawet dziś – w czasach gdy barwy na ekranie nie są dla nas żadną nowością. O czym opowiada obraz wyreżyserowany przez Victora Fleminga? Dorotka żyje wraz z wujostwem na farmie w Kansas, nie doceniając uroków takiego żywota. Kiedy na skutek tornada przenosi się do miejsca znajdującego się po drugiej tęczy, zacznie doceniać to, co straciła. Tęsknota za domem sprawi, że za wszelką cenę będzie starała się powrócić do rodzinnego Kansas, a pomogą jej w tym dobrze znani – Strach na wróble, Drwal oraz Lew. Wspólnie udadzą się w niebezpieczną podróż na spotkanie z Czarnoksiężnikiem, podczas której przyjdzie im się zmierzyć z Czarownicą z Zachodu.
Czarnoksiężnik z Oz to przykład starannie dopracowanego musicalu – choć może pod względem tekstu piosenki śpiewane przez bohaterów nas nie zauroczą (ale z pewnością rozbawią), za to należy przyznać, że zostały świetnie wykonanie, a duża w tym zasługa młodziutkiej wtedy Judy Garland. Jednak utwory muzyczne pozostałyby tylko utworami muzycznymi, gdyby nie kostiumy oraz scenografia. Legendarny kostiumograf Hollywood Adrian Greenberg zadbał, aby jego projekty zapadły nam w pamięci na długi, długi czas ze względu na swoje różnorodne kolory, a także nietypowe kształty. Perfekcyjnie ubrani aktorzy zostali umieszczeni w niezwykle zaprojektowanej scenerii, o co zadbał duet Edwin Willis & Cedric Gibbons. Oczywiście, jak na dłoni widoczne jest sztuczne tło, które zostało po prostu namalowane, jednak wystarczy przyjrzeć się domkom Munchkinów, aby zorientować się, ile pracy kosztowało przygotowanie planu zdjęciowego. Zapomnieć również nie można o charakteryzacji, bowiem tak w punkt umalowanej czarownicy nie znajdziemy w żadnym innym filmie! Margaret Hamilton wcieliła się w postać stanowiącą przykład złego charakteru, który idealnie odzwierciedla nasze książkowe wyobrażenia. Podobnie jak trójka nieoczekiwanych przyjaciół Dorotki, bowiem wyglądają oni niczym wyjęci z naszej wyobraźni.
Produkcja Victora Fleminga to przyjemne kino familijne, które nigdy się nie nudzi. Na pewno stanowi przyjemną odskocznię od współczesnych obrazów oraz pokazuje, jak wiele wysiłku na początku należało włożyć w wykreowanie filmowego świata, zanim pojawiły się efekty komputerowe. Choć historia Dorotki jest dość banalna, a przesłanie bardzo jednoznaczne, Czarnoksiężnik z Oz ma w sobie jakiś urok. Może to sprawa energicznego psiaka Toto, a może prostych piosenek śpiewanych przez karły? Może te groteskowe kolory albo malowane tło? Ciężko jednoznacznie stwierdzić, jednak jedno jest pewne – film Fleminga z 1939 roku może okazać się ciekawszy od niejednej produkcji powstającej w dzisiejszych czasach. Nie bójmy się więc i sięgajmy po klasyki jak najczęściej.