The Walking Dead – recenzja pierwszej połowy 7. sezonu!

To miał być taki wspaniały sezon! Nie dość, że wreszcie widzom został przedstawiony Negan, to jeszcze twórcy w kolejnych wywiadach zarzekali się, że teraz nie będzie lania wody, będą emocje, wiarygodny rozwój bohaterów, intensywność. I że mają tyle świetnego materiału, że sporo odcinków będzie wykraczać poza standardowe 40-kilka minut. Nic bardziej mylnego.

The Walking Dead Season 7 First-Look Photos

A zaczęło się przecież fenomenalnie. Pisałem w tekście z cyklu Na pierwszy rzut oka, że otwierający siódmy sezon The Walking Dead epizod chwyta za gardło i nie puszcza przez całe kilkadziesiąt minut. Jakimś cudem zapomniałem wtedy, że z tym serialem przecież zawsze (no, prawie) tak już jest, że wśród ośmiu odcinków, które składają się na połowę danej serii, dwa – pierwszy i ostatni – są bardzo dobre, dwa porządne, a cztery to całkowity wypełniacz czasu, byleby stacja AMC mogła zarobić więcej pieniędzy. Tym razem jest jeszcze gorzej. Uwaga, w dalszej części tekstu będą spoilery!

The Walking Dead wraca bowiem do swoich ulubionych elementów. Po pierwsze, praktycznie nic tu nie ma sensu. Niemal każdy epizod obfituje w tak wiele idiotycznych wydarzeń, że aż trudno jest je wszystkie spamiętać (tym bardziej, że już nawet nie bawią, wyłącznie irytują). Pierwsze z brzegu przykłady: Zbawcy postanawiają przypomnieć osadzie Hilltop, że bronią ich przed zombie. W tym celu wpuszczają w środku nocy małą hordę za jej mury. Okazuje się bowiem, że Hilltop nie wpadło na pomysł, by wystawić warty w nocy – co ciekawe, w dzień widać ludzi na murach. W innym odcinku Tara znajduje kolejną miejscówkę, w której rym razem żyją wyłącznie kobiety. Mają one twardą zasadę, że każdą napotkaną osobę zabijają. Strzelają więc wpierw do bohaterki (oczywiście bez skutku), a gdy już mają ją na muszce, postanawiają zaprosić na kolację. Potem jednak uznają, że lepiej jest ją zastrzelić, więc w tym celu wyprowadzają ją do lasu, ale Tara im ucieka. Ups, trzeba to było jednak zrobić w bardziej sprzyjających okolicznościach.

The Walking Dead Season 7 Episodic Photos

W ogóle w trakcie tych ośmiu odcinków ginie trochę postaci, co nie zmienia jednak faktu, że jakby trochę za mało. Już nie chodzi mi o to, że dosłownie każdy w tym serialu od dawna powinien gryźć ziemię (albo innych ludzi). Mam na myśli to, że chociaż Rick dał się złamać Neganowi, to jednak jego przyjaciele pałają nienawiścią do przywódcy Zbawców i chcą go zamordować. I było ku temu mnóstwo okazji, gdyby nie plot armor Negan już dawno by kopnął w kalendarz. Osobne plany zamachu opracowują Carl, Michonne, Rosita – oczywiście nie porozmawiają ze sobą, by wspólnie coś zaplanować, bo to byłoby zbyt proste. Carl ma w rękach karabin i mierzy do Negana, ale zamiast pociągnąć za spust, pozwala mu gadać. Broń zostaje mu odebrana. Z kolei Rosita zmusza Eugene’a, by zrobił jej kulę (pistolet już ma). I tak, kulę w liczbie pojedynczej, bo najwyraźniej ma to być symboliczne zabójstwo. What could possibly go wrong, spytacie? Otóż Rosita stojąc kilka metrów przed Neganem trafia w… jego kij baseballowy. Wierzcie mi, podobnych głupot jest w tym sezonie mnóstwo.

Zobacz również: Zwiastun kontynuacji 7. sezonu The Walking Dead! Nadchodzi rewolucja!

Gdyby tylko to było mankamentem The Walking Dead, to pewnie dałoby się oglądać ten serial bez bólu głowy. Niestety, twórcy uwielbiają też filozofować. I nie ma dla nich znaczenia, że identyczne rozmowy na dokładnie te same tematy przewijają się od samego początku. Widz znów więc zostaje uraczony przemyśleniami, czy lepiej jest współpracować z innymi, czy może jednak działać w pojedynkę. Czy to moralne, by okradać i zabijać innych, czy też powinniśmy odbudowywać cywilizację i udawać, że nic się nie zmieniło. Bla, bla, bla. Oczywiście wszystkie te pogadanki rozgrywają się między dwiema postaciami, co też osoby odpowiedzialne za serial wprost uwielbiają. Sceny grupowe to najwyraźniej za wysokie progi. Warto tu jeszcze dodać, że jednym z powodów, dla których można bardzo szybko polubić Negana jest fakt, że jako jedyny chyba nie traktuje apokalipsy jako okazji do poleżenia na kozetce u psychoanalityka. Przyjmuje świat takim, jaki jest i dostosowuje się do panujących warunków, często nawet wprowadzając własne zasady i urządzając go po swojemu.

Następnym tragicznym elementem jest rozwój bohaterów, a raczej ich brak. Postacie wciąż reprezentują określone typy postaw, jedyne co się zmienia, to kto co aktualnie mówi. Twórcy wyraźnie też nie mają pomysłu na to, jak prowadzić większość bohaterów. Złamanie Ricka w pierwszym odcinku przebiegło całkiem sprawnie i przekonująco. Jednak jego „powrót do normalności” jest już idiotycznie rozegrany, bo postanawia walczyć z Neganem nie po tym, jak ten rozwala jego bliskich przyjaciół (z Glennem znał się od samego początku, Glenn nawet uratował mu życie w pierwszym sezonie), upokarza go, robi w Aleksandrii co mu się żywnie podoba. Nie. Do zmiany zdania przekonuje Ricka śmierć całkowicie randomowej postaci oraz gościa, który chciał zająć jego miejsce lidera – co Negan uniemożliwił dosłownie patrosząc Spencera. Carol z kolei od dłuższego już czasu ma depresję i chce być sama, ale twórcy wyraźnie nie szanują jej życzeń i zamiast dać jej spokój, pokazują widzowi. Po co? Nie wiadomo. Identycznie rzecz wygląda z Morganem. Z kolei z Maggie próbuje się tu zrobić znakomitą liderkę, bo w trakcie nalotu wspomnianej hordy na Hilltop nakazuje szeregowym mieszkańcom zamknąć bramę (sami na to nie wpadli), stara się też, by dzieci miały kartki i ołówki do rysowania. Liderka jak się patrzy! I tak można by dalej wymieniać i narzekać.

The Walking Dead Season 7 Episodic Photos

Jedyną zaletą siódmego sezonu The Walking Dead pozostaje więc Negan, który za każdym razem gdy się pojawia, zagrania dla siebie ekran. Niektórzy oczywiście mogą być nieco znużeni tym, że ze wszystkiego bez przerwy żartuje, do tego podczas mówienia zwykle porusza dziwnie swoim ciałem. Są rzeczywiście momenty, gdy nawet Negan bywa nużący, jednak Jeffrey Dean Morgan jest na tyle charyzmatyczny, że wszystko mu się wybacza. Zwłaszcza, że luz i wesołkowate podejście do życia to tylko pozory i każdy o tym dobrze wie. A w ostatnim epizodzie Negan jest już wyraźnie wkurzony, co sprawia, że odbiorca wreszcie może poczuć jakieś emocje. Te w ogóle pojawiają się tylko wtedy, gdy Negan coś robi lub mówi. Do z postacią tą związane są różne smaczki, które każą ją odbierać jeszcze bardziej pozytywnie, zwłaszcza na tle Ricka i reszty ferajny. Popatrzcie chociażby na to, jak Negan zachwyca się takimi „oczywistościami” jak bieżąca woda z kranu, czy przyjemny w dotyku dywan. Nie wspominając już o tym, że jako jedyny wykazuje zainteresowanie Judith, czyli córką Ricka, który jest beznadziejnym ojcem. Przez chwilę wyglądało nawet na to, że jest szansa na bardzo ciekawy i mroczny wątek relacji Negana z Carlem, ale to by było chyba za ciekawe dla twórców The Walking Dead.

Czemu wciąż oglądam ten serial, pozostaje dla mnie ogromną zagadką. Zapoznam się oczywiście z drugą połową siódmego sezonu, w sumie także dlatego, że nie spodziewam się niczego lepszego, a narzekanie na tę produkcję i wytykanie jej licznych błędów i idiotyzmów (serio, mam wrażenie, że scenariusze piszą tu stażyści, bo AMC chce zaoszczędzić hajs) sprawia mi jaką perwersyjną przyjemność. No i jest Negan. Bez niego The Walking Dead jeszcze bardziej przypominałoby rozkładające się zombie, na które nie należy zwracać większej uwagi. 

Ilustracja wprowadzenia i zdjęcia: mat. prasowe

Przede wszystkim redaktor serwisu warszawa.ngo.pl. Do tego dziennikarz piszący o filmach i serialach dla wielu portali internetowych. Wszystkie recenzje można znaleźć na fanpage'u Cisza na planie. W ten sposób można się też ze mną skontaktować ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?