Wspaniali aktorzy stają się wspaniali wtedy, gdy jedna scena po drugiej wykazują się swoim kunsztem. Bardzo chcielibyśmy, aby tak było, jednak miejmy na uwadze fakt, że aktorzy to też ludzie. A ludzie mają to do siebie, że nie są idealni. Fakt ten dotyczy również Marion Cotillard, która choć jest niesamowitą artystką, to nie uniknęła błędu w swej karierze. Problem polega na tym, iż niniejszy błąd bezustannie się za nią ciągnie, mimo że z chęcią puściłaby go w niepamięć. Wiecie o czym mowa? O „legendarnej” scenie śmierci Talii Al Ghul w filmie Mroczny Rycerz powstaje.
https://www.youtube.com/watch?v=QhMJT1un9dA
Zobacz również: Sprzymierzeni – recenzja filmu szpiegowskiego z Bradem Pittem i Marion Cotillard
W niedawnym wywiadzie dla francuskiego magazynu Allocine, Cotillard odniosła się do krytyki, jaka spadła na nią i nadal spada po wykonaniu niniejszej sceny:
Czasem zdarzy się taka scena, kiedy widząc ją później zadajesz sobie pytanie: „Dlaczego? Dlaczego zachowali to ujęcie?” Ale wtedy oskarżasz wszystkich albo nikogo. Myślę jednak, że ludzie trochę przesadzili z reakcją. Ciężko jest być utożsamianym tylko z tą sceną. Kiedy daję z siebie wszystko, potrafię pokazać autentyczność każdej granej przeze mnie postaci, dlatego nie sprawiedliwe jest osądzanie mnie po tym jednym ujęciu.
Słysząc takie wytłumaczenie trudno jest się z aktorką nie zgodzić. Skoro scena była tak tragiczna, to dlaczego Christopher Nolan i jego ekipa filmowców zgodziła się na zaimplementowanie jej w ostatecznej wersji filmu? Reżyser musiał uznać, że wyciągnęli z ujęcia wszystko co najlepsze lub stwierdził, iż nie ma sensu powtarzania sceny skoro mają już taką, która spełnia ich wymagania. Śmierć Talii Al Ghul z pewnością nie zostanie wpisana do kanonu najbardziej epickich momentów w historii kinematografii, ale pamiętajmy o wszystkich czynnikach składowych, jakie się złożyły na całą zaistniałą sytuację. Cotillard swoimi późniejszymi występami z nawiązką zrzuciła z siebie to uciążliwe brzemię, zatem przychylmy się do jej słów!
Źródło: cinemablend.com / Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe