Czy trzeba dotknąć dna żeby znów wskoczyć na dobry poziom? Biorąc za przykład serial Arrow, zdecydowanie tak. Po bardzo słabym, pod prawdę mówiąc każdym względem 4. sezonie serialu, od kolejnych odcinków nie oczekiwałem zbyt wiele. Włączając ze spuszczoną głową pierwszy epizod 5. serii o tytule Legacy, przeżyłem jedną z najbardziej pozytywnych niespodzianek, jaką mogła dać mi telewizja w tym roku. Arrow znów jest poprawnym serialem! Chyba każdy z widzów tej superbohaterskiej telenoweli przyzna, że słowo poprawny to wielki komplement dla tej produkcji. Co twórcy poprawili, a jakie błędy popełniają do teraz? O tym za chwilę. Zacznijmy od przybliżenia nowych perypetii Zielonej Strzały.
Po śmierci Laurel (Katie Cassidy) nowo mianowany burmistrz, Oliver Queen (Stephen Amell) staje w obliczu wyzwania, gdy zmuszony jest walczyć na dwóch frontach o przyszłość Star City. Podczas gdy Diggle wrócił do wojska, a Thea pozostaje nieugięta w kwestii zrezygnowania z życia superbohaterki, zespół Green Arrowa zostaje uszczuplony jedynie do Olivera i Felicity (Emily Bett Rickards). Z pomocą swojej byłej narzeczonej zamaskowany mściciel zmuszony jest oczyścić metropolię z panoszących się wszędzie kryminalistów oraz grupy samozwańczych (i boleśnie niedoświadczonych) bohaterów. Przyglądając się, jak Oliver próbuje zachować odpowiedni balans pomiędzy byciem burmistrzem miasta oraz obrońcą Star City, jego była ukochana sugeruje mu stworzenie zupełnie nowej ekipy, jednak Oliver zdecydowanie odmawia. Mimo to, gdy na horyzoncie pojawia się zabójczo niebezpieczny kryminalista, Tobias Church (gościnnie Chad L. Coleman), główny bohater widowiska uświadamia sobie, że zaproponowane przez Felicity rozwiązanie może być jedyną pozostałą mu opcją. W międzyczasie jesteśmy świadkami wspomnień, które zabierają nas do Rosji, gdzie Ollie potyka się z miejscową mafią.
Zobacz również: Arrow – Guillermo Del Toro zaproszony do wyreżyserowania jednego z odcinków
Po opisie nowego odcinka nie sposób odnieść inne wrażenie niż, że czeka nas kontynuacja superbohaterskiej telenoweli. Po części tak jest. Główny bohater wciąż zmaga się z sercowymi dylematami. Na ekranie widzimy retrospekcję pożegnania jego byłej ukochanej Laurel oraz rozterki miłosne z byłą narzeczoną Felicyty, która dalej pozostaje jego wspólniczką w walce z przestępczością. Na szczęście twórcy serialu wyraźnie pokazują już od pierwszych minut odcinka, że ten sezon zostanie poprowadzony w nieco innym, bardziej brutalnym tonie. Można dojść do wniosku, że tytułowe dziedzictwo to scheda po pierwszym sezonie, w którego klimacie osadzona została najnowsza seria. Główny bohater, nie rozczula się w walce z przeciwnikami. Przypominające amatorski wrestling walki z poprzednich serii zastąpiły brutalne starcia, w których twórcy nie boją się pokazać nieco rozlanej krwi. Dopracowano choreografie pojedynków oraz towarzyszące im efekty specjalne.
Nawet retrospekcje bohatera zaczynają być znów ciekawe! Tym razem Oliver Quenn po absurdalnie długiej tułaczce z Lian Yu do Honk Kongu z powrotem trafia do Rosji, gdzie bierze udział w podziemnych walkach. Dzięki temu chce się wkupić do przestępczej organizacji Bratva, która trzęsie gangsterskim półświatkiem. Zapowiada się intrygująco, tym bardziej, że w nadchodzących odcinkach pojawić ma się sam Dolph Lundgren!
Zobacz również: Legends of Tomorrow – Flash, Arrow i Supergirl w zwiastunie serialu!
Jedną z największych wad serialu nadal pozostaje obsada. Paradoksem tej produkcji jest to, że choć z czasem uczy aktorów jak grać nie tylko jedną miną, musi ich wtedy uśmiercić lub odrzucić z historii. Na pierwszy plan wkraczają co chwila nowe niedoświadczone nazwiska, o których nie sposób napisać coś dobrego. Na szczęście kilku starych wyjadaczy z odtwórcą głównego bohatera na czele wciąż zalicza aktorski progres. Na szczególną aprobatę zasługuje Paul Blackthorne czyli serialowy detektyw Lance. Aktor ten wykazuje się świetną grą, w wielu często emocjonalnych ujęciach znacząco wyróżniając się z szeregu obsady, która w tym co robi jest całkowicie zielona (chociaż może taka miała być konwencja serialu o zielonym mścicielu…).
Pierwszy odcinek 5. sezonu Arrow daje nadzieję, że serial może znów wrócić na właściwe tory. Jeśli twórcy dadzą sobie już spokój z miłosnymi wariacjami głównego bohatera i nie przywrócą do życia postaci, które zginęły w poprzednich sezonach jest szansa, że znów będziemy mogli ekscytować się kolejnymi odcinkami. Największe obawy budzą we mnie nowi członkowie obsady, którzy będą tworzyć nową drużynę Arrowa oraz główny przeciwnik. Znowu cholerny łucznik…
Ilustracja wprowadzenia: Materiały prasowe