Najgorszy film w historii? Wielu odpowie, że to „The Room” autorstwa Tommy’ego Wiseau. Niezależna, kameralna, amerykańska produkcja. Miał to być jeden z tych filmów, który przechodzi w kinach bez echa i następnie przepada w otchłani zapomnienia. Los miał wobec „The Room” inne plany. Nie, „The Room” nie okazał się arcydziełem, co próbował wmówić wszystkim jego twórca. W filmie nie ma ani jednego dobrego elementu, przez co został przez wszystkich słusznie zmiażdżony. To właśnie wszystkie wady nadały produkcji statusu kultowości oraz tytuł „Obywatela Kane’a najgorszych filmów”. „The Room” posiada liczny fandom w całych Stanach Zjednoczonych. Organizowane są pokazy specjalne filmu, na których widzowie popisują się znajomością filmu i symultanicznie z postaciami wypowiadają wszystkie dialogi. Na pokazach tych spotkać można również osoby związane z filmem, w tym samego Wiseau.
Powstały również liczne około filmowe twory. W 2010 roku wydano grę komputerowa, a aktorzy podzielili się swoimi historiami z planu lub planują to zrobić w w książkach. Jedna z nich, powieść non-fiction „The Disaster Artist” autorstwa Grega Sestero, była bestsellerem 2013 roku oraz zyskała uznanie wśród krytyków, którzy nagrodzili ja książkowym „Oscarem”. Jeśli śledzicie naszą stronę to pewnie wiecie, że trwają prace nad jej ekranizacją. Hollywoodzki film reżyseruje James Franco, który zarazem wcieli się w rolę Tommy’ego Wiseau. Zainteresowanych tą produkcją zapraszam TUTAJ.
Kim jest natomiast Tommy Wiseau? Skąd pochodzi? Te pytania nurtowały wielu miłośników twórcy „The Room”. W końcu dążenie poznania w pełni swoich idoli charakteryzuje wszystkich fanów, a obcy akcent Wiseau tylko rozbudzał ich ciekawość. Na pewno jest to bardzo enigmatyczna postać, a jego życie przed przybyciem do Ameryki było przez długi czas jedną wielką niewiadomą. Często opowiadał różne, sprzeczne ze sobą historię. Pewne jest, że w młodości przybył do Francji, zmienił imię na Pierre i pracował na zmywaku. Potem wyjechał do rodziny w Ameryce i to tu dopiero narodził się Tommy Wiseau. Nadano mu również ksywkę „Birdman”, ale nie powinniśmy doszukiwać się tu inspiracji dla słynnego filmu Innaritu. Dlaczego Wiseau milczy o swojej przeszłości? Czy była to celowa taktyka, która miała podtrzymać aurę mistycyzmu, czy po prostu Wiseau chroni swoją prywatność i nie chce się dzielić swoją historią, tego nie wiemy. Pewne wskazówki, co do losów „przedfrancuskich”, zdradził Sestero w swojej książce. Twierdził w niej, że widział dokumenty imigracyjne, w których była informacja, iż autor „The Room” urodził się w latach pięćdziesiątych w Europie, w kraju z „bloku komunistycznego”. Dokładną przeszłość Wiseau ma naświetlić dokument „Room Full of Spoons” autorstwa Ricka Harpera, którego pokazy specjalne mają odbywać się w tym roku. Jak mówi reżyser filmu jest to hołd i list miłosny do produkcji. Jak można przeczytać w artykule Huffington Post, Harpera opętała obsesja na punkcie Wiseau w takim stopniu, że postanowił poznać wszystkie szczegóły przeszłości twórcy „The Room”. Zdobył jego prawdziwe imię i nazwisko oraz przyjechał do Europy, aby odszukać jego przodków. Poszukiwania doprowadziły Harpera do Polski, a dokładnie do Poznania. Aż chciałoby się rzecz: „What a story, Mark”. Tommy zapewne odpowie: „It’s bullshit!”.
Znając już jego kraj urodzenia widzimy, że Wiseau pewne wskazówki co do swojego pochodzenia umiejscowił w swoim opus magnum. Pierwsza rzecz, to odgłos naśladowania kurczaka, czyli swojskie „cip cip cip”. Druga to słynny drink przyrządzony przez Lisę, czyli „Scotchka”, napój składający się z dwóch składników: whisky i wódki … Sobieski. Nawet Bruce Willis nie zrobił marce takiej reklamy jak Tommy Wiseau. Oto przytoczone fragmenty z filmu „The Room:
https://www.youtube.com/watch?v=XTO_zNnzSs0
https://www.youtube.com/watch?v=VmCREIMe0Go
Źródło: indepentend.co.uk