Planetę Singlibez wątpienia można uznać za jedną z najpopularniejszych tegorocznych rodzimych produkcji. W kinach obejrzały ją blisko dwa miliony widzów, a wszystko wskazuje na to, że za rok na wielkie ekrany trafi kontynuacja przeboju. Co takiego zrobił Mitja Okorn, że tą komedią romantyczną utorował sobie drogę do serc polskiej publiczności?
Słowo klucz brzmi: konwencja. To właśnie polskich twórców zwykle przerastało pozornie proste zadanie, czyli umiejętne wykorzystanie oczywistego schematu. Bo przecież od samego początku wiadomo, że przeciwieństwa się przyciągają, że kto się czubi, ten się lubi i że wszystko zmierza ku szczęśliwemu zakończeniu, tylko wyboistą drogą. Sztuka polega więc na takim poprowadzeniu fabuły, żeby widz nie zastanawiał się, ile już razy to widział; żeby trochę się wzruszył, trochę się pośmiał, a przede wszystkim: dobrze się bawił. Planecie Singli ta sztuka się udaje.
Dwoje głównych bohaterów, koniecznie z dwóch zupełnie różnych światów, to: Tomek Wilczyński (Maciej Stuhr), cyniczny showman, którego wielka kariera oddaliła od korzeni i od tego, co w życiu naprawdę ważne, oraz Ania (Agnieszka Więdłocha), nauczycielka muzyki w szkole podstawowej, którą od spełnienia marzeń i świetlanej przyszłości oddaliła osobista tragedia. On nie ma złudzeń, ona ma zasady. Co dalej? Nieokrzesana przyjaciółka głównej bohaterki, fryzjerka Ola (Weronika Książkiewicz), w pakiecie ze swoim mężem, granym oczywiście przez Tomasza Karolaka. Tak, jak każda baśń potrzebuje złej królowej, tak każda komedia romantyczna potrzebuje czarnego charakteru: w tym przypadku to bezwzględna szefowa stacji, Oktawia (Ewa Błaszczyk). Na ekranie nie mogło zabraknąć ani kolorowego ptaka, w postaci lojalnego Marcela (Piotr Głowacki), homoseksualnego przyjaciela głównego bohatera, ani akcentu rodzinnego w postaci odmienionej po śmierci męża matki Ani (Danuta Stenka). Na horyzoncie w pewnej chwili pojawić się musiał także wyjątkowo groźny, bo pod każdym względem spełniający wymogi pana idealnego, rywal (Michał Czernecki). Pierwszym przystankiem na znanej nam trasie był walentynkowy wieczór: ona umówiła się na randkę przez internet i została wystawiona do wiatru, on przysiadł się do niej i choć sam dostał kosza, postanowił wykorzystać jej historię w swoim satyrycznym programie.
https://www.youtube.com/watch?v=g6idUc7bPCw
Ona potrzebowała nowego fortepianu, on – utrzymania wysokiej oglądalności. Ona miała więc umawiać się na randki przez internet i opowiadać mu o nich, dostarczając tym samym materiału do kolejnych prześmiewczych skeczów. Prosty układ zakładał również opcję kończącą współpracę: zakochanie się. Tyle tylko, że nie jego w niej. Nietrudno się domyślić, co było dalej: prowokacja, która okazała się absolutną katastrofą, moment otrzeźwienia i okazja do odkupienia win, a przynajmniej publicznego ich wyznania. W tak zwanym międzyczasie pojednanie z przyjacielem, wzruszający koncert w wykonaniu szkolnego zespołu i… voilà, rycerz na białym koniu może przybywać do damy swego serca.
Dosłownie, bo Okorn nie boi się potraktować pewnych, oczywistych dla gatunku, elementów z przymrużeniem oka. Nie boi się również flirtować z innymi konwencjami (jatka w amfiteatrze!), ani sprawnie wykorzystywać najbardziej sztampowych trików (retrospekcje wspólnych chwil dwojga głównych bohaterów) i zachowywać słodko-gorzkie proporcje (materiał z zakochanymi parami/scena w pokoju córeczki Antoniego). Po pierwsze, wie, co robi, po drugie, wie, jak to zrobić, żeby dobrze wyglądało. Co więcej, większość komediowych fragmentów rzeczywiście wypada zabawnie, nie żenująco. Aktorsko najbardziej charyzmatyczny z pewnością jest Stuhr, świetnie sprawdzający się zarówno jako lew estradowy u szczytu sławy, jak i showman skruszony, pobity i z uporządkowaną hierarchią wartości. Sceny dramatyczne w wykonaniu Więdłochy nie wypadają przekonująco, bo przebija się przez nie – zapewne niezamierzona – sztuczność, ale we wszystkich pozostałych ogląda się ją z przyjemnością; potrafi być zarówno zadziorna, jak i urocza. Bez zarzutu sprawdzają się także aktorzy drugoplanowi, choć Karolak i Paweł Domagała zdają się odgrywać tę samą rolę w kolejnej produkcji z rzędu.
Zdjęcia, muzyka, dialogi, aktorstwo – Planeta Singli to naprawdę przyjemny powiew świeżości wśród polskich komedii romantycznych. Jest śmiesznie, jest wzruszająco, jest romantycznie. Oczywiście, na wielu płaszczyznach jest też naiwnie i przewidywalnie, ale to raczej założenie programowe gatunku. 😉 Jeśli chodzi o dodatki do wydania DVD, znalazł się na nich tylko zwiastun filmu. Jednak bez obaw: wszyscy, którzy po domowym seansie odczują niedosyt, będą mogli powtarzać go do woli. A przynajmniej do momentu premiery drugiej części. Oby równie udanej.
Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe