Kobiety mafii 2 – recenzja filmu łączącego ułańską fantazję i międzynarodowy sznyt!

Rozmach i tempo, w jakim powstają kolejne produkcje Patryka Vegi, miały zaskoczyć nawet zagraniczne ekipy pracujące przy kręceniu filmu. A mowa tutaj o nie byle kim, bo o osobach mających w swym portfolio pracę przy Grze o tron czy Narcosie. Jak prezentuje się kolejny tytuł jednego z najbardziej płodnych reżyserów ostatnich lat? Kobiety mafii powróciły – jeszcze bardziej bezwzględne, wyrachowane i silne, łamiące największych twardzieli jak zapałki!

Polskie kino gangsterskie w wydaniu Patryka Vegi przechodzi renesans. Może to zuchwałe opisać to istniejącymi schematami, ale Vega zdaje się być po części naszym rodzimym Quentinem Tarantino. Przynajmniej takie wrażenie można odnieść po seansie Kobiet mafii 2. Oczywiście, przyrównanie polskiego reżysera do tego zza oceanu jest nieco przesadzonym uproszczeniem – nie chodzi tu o odgrzewanie całych pomysłów, kalkowanie obrażające widza. Mowa tu o powiewie świeżości, którego w polskiej kinematografii tego gatunku jeszcze nie było, a który zapewnia nam Vega w najnowszej produkcji.

fot. Aleksandra Mecwaldowska

Chociaż… film, który miałem wielką przyjemność oglądać, chwilami wydaje się tworzyć nowy gatunek. I nie jest to przesadzone! Dzieło Vegi ma swoje niedoskonałości, niewygodne dla niektórych widzów przywary. Ale w tym gatunku – niewymagającym dużego zaangażowania emocjonalnego i intelektualnego – te cechy determinują wyjątkowy urok tego filmu. Uroku, który ciężko przyrównać do czegokolwiek znanego.

Zobacz również: Alita: Battle Angel – recenzja wizualnego majstersztyku rodem z Japonii!

Prezentowana fabuła – jest! I już samo to bardzo dobrze rokuje, mając na względzie niektóre z poprzednich filmów Vegi. Jest ona ponadto wielowątkowa, dzieje się z początku w wielu miejscach naraz, m. in. w Warszawie, Berlinie, w kolumbijskich miejscowościach czy też na… arabskich stepach! W wyniku wielu zaskakujących wydarzeń ostatecznie losy większości bohaterów splatają się w jednym miejscu i czasie. Kompozycja to już znana z wielu filmów, ale podana widzowi bardzo atrakcyjnie. Dlatego też intryga związana z Siekierą i śmiercią jej ukochanego naprawdę przekonuje i absorbuje.

fot. Aleksandra Mecwaldowska

Tu jednak zaczynają się schody. Widz nie płynie przez przedstawianą historię. Jest zmuszony przez nią skakać. I to najwyraźniej w siedmiomilowych butach, bowiem zdarzało się, że przedstawione ciągi scen sprawiały, iż można było zapomnieć o losach bohatera przedstawionego 10-15 minut wcześniej. Brak w tym wszystkim jakiejś spójności, której – mimo dynamiki filmu akcji – widz wymaga. W efekcie tego nawet, jeżeli nie macie problemu z koncentracją czy pamięcią, potrzeba chwili na zastanowienie kiedy w powyższy sposób podróżujemy poprzez filmowy czas i przestrzeń. I nie pomógłby tu nawet DeLorean.

Zobacz również: Kafarnaum – recenzja libańskiego filmu nominowanego do Oscara

Sprawę ratuje jednak aktorstwo. Piotr Adamczyk – Chopin, który został papieżem, który został Karolem, który został gangsterem. To jednak nie drwina. Aktor udowadnia w filmie, że potrafi wiarygodnie zagrać absolutnie wszystko. Dotąd nieco zaszufladkowany przez rolę papieża-Polaka czy angaże w komediach romantycznych, tym razem demonstruje bezsprzeczny arsenał umiejętności aktorskich, doświadczenia i pokłady energii, co potwierdzają nawet koledzy z planu (ponadto jest on prawdopodobnie jedyną polską gwiazdą tak naturalnie wypowiadającą anglojęzyczne kwestie). Kobiety mafii 2 bez Adamczyka byłyby produkcją, która ma w środku wielką, ziejącą pustką dziurę.

fot. Aleksandra Mecwaldowska

Jest to zaledwie początek listy zasłużonych pochwał należnych aktorom. Świetnie spisała się Aleksandra Grabowska – Stella to postać naprawdę wiarygodna i interesująca, a odtwórczyni jej roli ma w sobie nieodparty urok. Agnieszka Dygant zagrała bardzo dobrze rolę kobiety o podwójnym obliczu i w zasadzie ciężko powiedzieć tu coś więcej. Podobnie gwiazda, która na powrót rozbłysła nowym blaskiem – Angie Cepeda. Sprawdzili się także Bonson i Sobota – z początku myślałem, że zostali zaangażowani tylko po to, żeby przyciągnąć do kin więcej potencjalnych widzów. Miłe było moje zaskoczenie, gdy z każdą kolejną minutą na ekranie zaczynałem żałować swojej surowej oceny. Bonson świetnie poradził sobie przed kamerą, a jego krajan ze Szczecina, Sobota, mając większe doświadczenie przed obiektywem naprawdę przerósł moje oczekiwania, okazując się zarówno pełnoprawnym muzykiem jak i aktorem!

fot. Aleksandra Mecwaldowska

Zdaniem innych redaktorów:

Redaktor

Mały, szary człowiek. Tak podsumowałby go pewnie Adam Ostrowski. Albo też "bardzo dziwny, zaczarowany chłopiec" jak zrobiłby to Nat King Cole. Niepoprawny politycznie obserwator współczesności - świata, kina, książek i gier wideo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Dregh pisze:

Ile ci człowieku zapłacili za tę recenzję? Chyba tylko dla jaj można się tym filmem zachwycać.

Persus pisze:

Ohyda a nie dzieło.

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?