Serię The Goon trudno jednoznacznie zakwalifikować, ponieważ w dużej mierze czerpie garściami z innych dzieł i trendów popkulturowych, ale gdybyśmy mieli spróbować, główny bohater wylądowałby gdzieś pomiędzy Hellboyem a Jonahem Hexem w świecie Kaznodziei. Tytułowy protagonista to krępy, niezwykle silny, przesiadujący w barach chłop, który w wolnych chwilach zbiera haracze od kryminalistów i pierze po gębach całe zastępy dziwnych stworów: zombie, wampirów, zmutowanych małp czy wielkich ośmiornic zamieszkujących okolicę.
Taki to dziwny świat wykreował w swojej głowie Eric Powell. Można o nim zresztą powiedzieć bardzo dużo, ponieważ nieskrępowana niczym wyobraźnia autora, nastawiona wyłącznie na dostarczanie czytelnikom rozrywki, mogła wejść na naprawdę wysokie obroty. Mix przerysowanego horroru, niewyszukanego humoru, oblany groteskową przemocą i chamskimi odzywkami, na dodatek poprzetykany jednorazowymi, obrazoburczymi plakatami i krótkimi historyjkami to prawdziwa petarda, a całość pochłania się jednym tchem.
O czym jest The Goon? Trudno doszukiwać się tutaj złożonych fabularnie historii, to raczej krótkie przygody, rzucające Zbirowi pod pięści kolejnych antagonistów. Porównanie z Hellboyem nie było jednak przypadkowe i chociaż Mike Mignola od początku planował o wiele bardziej spójne i złożone uniwersum, to odczucia towarzyszące lekturze są podobne. Zresztą w The Goon tom 1 znajdziemy crossover, w którym tytułowy Zbir spotka Czerwonego w szalonej wspólnej przygodzie i muszę przyznać, że ta para bohaterów wyjątkowo do siebie pasuje.
W The Goon tom 1 nie ma w zasadzie bohaterów pozytywnych i tu z kolei na myśl przychodzi już kultowe dzieło Gartha Ennisa i Steve’a Dillona. To oczywiście wcale nie przeszkadza nam obdarzyć Zbira i jego nienormalnego kumpla Franky’ego dozą czegoś na kształt sympatii. Bo owszem, obaj obrażają uczucia bogu ducha winnych osób i istot postronnych, ale za chwilę babrają się już w krwi i wydzielinach prawdziwych złoli. W tym wszystkim Eric Powell znajduje kilka krótkich chwil na bardziej refleksyjne momenty, które stanowią wartość dodaną, ale nie zaburzają ani nie przeładowują całości. Te momenty nie są jednak w stanie przykryć faktu, że autor nie uznaje żadnych świętości i z pewnością podniosą się dziś głosy (głośniejsze niż w latach 1999-2003, kiedy ukazywały się zebrane tu tomy), że poprawność polityczna jest na łamach komiksu łamana więcej niż raz.
Jednak niezaprzeczalnym pozostaje fakt, że to właśnie za tą szaloną jazdę bez trzymanki Powell dostał kilka „komiksowych Oscarów”. Zresztą w jednym ze wstępów słynny reżyser Frank Darabont porównuje twórczość Powella do dzieł Willa Eisnera, co jest jednym z największych komplementów, na jakie można w tej branży zasłużyć. To znamienne, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę, z jakimi problemami ze znalezieniem wydawcy borykała się ta seria.
Jak na autorską, niezależną serię przystało, w The Goon możemy znaleźć mnóstwo konceptów, pomysłów i rozwiązań, które z pozoru albo do siebie zupełnie nie pasują, albo wręcz się wzajemnie wykluczają. Wszystko to jednak tworzy spójną, ciekawą i wciągającą całość. I nie chodzi już tylko o sam absurdalny scenariusz, ale przede wszystkim o doskonałe rysunki, nadające całości niepowtarzalnego klimatu. Totalna dynamika, odjechane projekty postaci i przede wszystkim doskonale dobrane przez Dave’a Stewarta kolory to najważniejsze cechy tego albumu, jeśli chodzi o warstwę graficzną. Oko cieszą też oryginalne zabiegi, takie jak użycie fotografii w komiksowej konwencji.
Nawet jeśli kiedyś odbiliście się od tej serii, gwarantuję, że The Goon to coś, w co warto zainwestować środki, czas i miejsce na półce (pierwszy tom to bagatela 500 stron!). Chociaż na rynku jest lub było kilka serii, które stawiają na totalne szaleństwo, jak np. Chew, to właśnie historyjki snute do dziś przez Erica Powella skradły moje serce.
Tytuł oryginalny: The Goon Library Volume 1
Scenariusz: Eric Powell
Rysunki: Eric Powell
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Non Stop Comics 2018
Liczba stron: 496
Ocena: 90/100