Miłośnicy kina z kraju nad Wisłą często mają sporo powodów do narzekań. Nasz przemysł filmowy rzadko produkuje hity na światowym poziomie (choć jest z tym coraz lepiej), a pewne gatunki w naszym światku filmowym w zasadzie nie istnieją. Przykładem takiego nieistniejącego w Polsce gatunku jest fantasy, gdzie poza dość miernym „Wiedźminem” trudno mówić nawet o słabych produkcjach. Myli się jednak ten, kto uważa, że nie możemy się pochwalić całkiem solidnym kinem sci-fi, a jedynie pomyłkami w stylu „Arche. Czyste zło”. Wbrew powszechnym przekonaniom nasza kinematografia zawiera kilka naprawdę intrygujących filmów, które może nie przystają do „Łowcy Androidów„, lecz z drugiej strony porównawszy je do „Mad Maxa” widać pewne analogie. Polskie produkcje sci-fi zawierają pewne cechy wspólne, rysujące niepodrabialny styl. Dość znamienne jest niestety to, że te zapomniane arcydzieła zostały stworzone w czasach PRL-u – nie zmienia to jednak faktu, że prawdziwy fan gatunku powinien je obejrzeć. Lista zdominowana jest przez filmy Szulkina i aktorów takich jak Jerzy Stuhr. Wynika to z małej konkurencji, ale… lepsze własne, choćby ciasne 😉 A wbrew pozorom filmy te to naprawdę interesujący nurt w naszej kinematografii.
5. „Golem” (reż. Piotr Szulkin) – ocena Movies Room: 70/100
Główny motyw filmu oparty jest na micie stworzenia żywej istoty z gliny i magicznej formuły. Fabuła dzieje się w nieokreślonej przyszłości, w której naukowców podejrzewa się o tworzenie sztucznych istot, które mogą się stać nowymi, „lepszymi” obywatelami. Tym, co uderza, są ponure, nurzające się w błotnistym brązie zdjęcia oraz świetna gra aktorska (niedoceniany Marek Walczewski w będącej wielkim wyzwaniem roli radził sobie wyśmienicie). Reżyser świetnie buduje napięcie i przykuwa uwagę widza, stosując do tego pojawiający się co jakiś czas niepokojący motyw muzyczny i przede wszystkim samą historię. Uczulam jednak, że film jest dość trudny w odbiorze. Niestety bez sięgnięcia do lektury, na jakiej jest oparty, pewne wątki mogą być dość niezrozumiałe. Trzeba też przygotować się na duży poziom abstrakcji i pewne artystyczne uproszczenia w wizji świata przedstawionego na ekranie.
4. „Pan Kleks w kosmosie” (reż. Krzysztof Gradowski) – ocena Movies Room: 73/100
Dość niecodzienny fragment zestawienia, ale tak naprawdę jest to kawał świetnego kina familijnego z bardzo nieszablonowymi pomysłami. Dorośli mogą obejrzeć, by zwrócić uwagę na dominujący w obrazie surrealizm, a dla dziecka ten film może stać się zajawką, dzięki której w przyszłości wyrośnie na miłośnika kina sci-fi i prozy Lema. Dużym plusem filmu jest to, że fragmenty śpiewane zostały zrealizowane w dość atrakcyjny sposób – widać, że nie są wplecione na siłę i do tego bardzo niezgrabnie (co jest wybitnie irytujące).
4. „Ga, ga: chwała bohaterom” (reż. Piotr Szulkin) – ocena Movies Room: 73/100
Od razu widać rękę Szulkina: pewna grupa uzdolnionych aktorów, skromnie ukazana zepsuta dystopia i główny bohater wyróżniający się na tle dziwacznego społeczeństwa nieokreślonej przyszłości. Opowiedziana w filmie historia posiada nienarzucający się przekaz, w którym można doszukiwać się krytyki społeczeństwa konsumpcji opartego na wątłym filarze rozrywki masowej, czyli prymitywnej. Po raz kolejny należy pochwalić dobór obsady: Olbrychski, Figura, Stuhr – te nazwiska mówią same za siebie, a to tylko wierzchołek góry – nawet postacie trzecioplanowe zostały powierzone aktorom pierwszej klasy. Dla wielu osób ogromnym mankamentem obrazu będzie technologia świata przyszłości, która już w momencie kręcenia filmu była lekko przestarzała. Sama historia jest jednak bardzo interesująca, a okraszono ją dialogami, które momentami są dość zabawne i niezwykle celne.
3. „Wojna światów – Następne stulecie” (reż. Piotr Szulkin) – ocena Movies Room: 75/100
Kolejna bardzo dobra produkcja autorstwa Szulkina, gdzie widać specyficzny styl futuryzmu rodem z PRL. Tym razem mamy do czynienia z historią dziennikarza telewizyjnego (Roman Wilhelmi), który ma dosyć pracy w instytucji ogłupiającej ludzi i buntuje się przeciwko systemowi. Cała akcja dzieje się w czasie, gdy w kraju goszczą Marsjanie, którym media poświęcają bardzo dużo uwagi. Obraz jest socjologiczną analizą społeczeństwa i krytyką mediów kreujących ogłupione masy. Autorowi bardzo zgrabnie wyszedł zabieg pokazywania postaw ludzkich poprzez pokazanie nam dialogów protagonisty z przedstawicielami różnych grup społecznych.
2. „O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji” (reż. Piotr Szulkin) – ocena Movies Room: 80/100
To już ostatni film Szulkina w zestawieniu. Znów mamy do czynienia z wysokim poziomem aktorstwa, po raz kolejny autor prezentuje nam niepokojący obraz społeczeństwa przyszłości. Tym razem stykamy się z resztkami niedobitków po wojnie atomowej, którzy schronili się w bunkrze chroniącym przed panującą na zewnątrz zimą wywołaną zniszczeniami. Niestety kopuła bunkru pęka, a stłoczeni na małej przestrzeni ludzie czekają na wybawienie w postaci cudownej Arki, która ma przylecieć, by uratować wybranych. W innych filmach reżyser rozprawiał się z mediami, rządami i technologią przyszłości, w tym bierze na celownik religię i jej wpływ na ludzkość. Można by rzec, że idzie za słowami Stalina i portretuje ją jako „opium dla ludu”. Skromny budżet wykorzystany do stworzenia oszczędnej scenografii został przekuty w atut. Nieco irytuje momentami chaotyczny montaż, ale błękity i szarości ciasnego bunkru budują atmosferę filmu razem z bohaterami owianymi delikatną aurą szaleństwa.
1. „Seksmisja” (reż. Juliusz Machulski) – ocena Movies Room: 85/100
„Seksmisji” chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Dzieło Juliusza Machulskiego zasługuje na pierwsze miejsce nie tylko ze względu na masę zabawnych sytuacji i śmiesznych dialogów, ale przede wszystkim za to, że na stałe wpisał się w kanon naszej popkultury. Komu nie zdarzyło się powiedzieć, że „Kopernik była kobietą” albo „kobieta mnie bije”? Dość przekornie można też stwierdzić, że film przewidział feminizm i kryzys męskości XXI wieku. Poza tym to kawał kina komediowego pierwszej klasy – nie tylko dzięki tekstom, ale też aktorom, którzy dobrze poradzili sobie ze swoim zadaniem, dzięki czemu otrzymaliśmy jeden z lepszych filmów sci-fi stworzonych z przymrużeniem oka.