Po tym jak zagraniczni krytycy nie zostawili na filmie suchej nitki i z recenzji uczynili konkurs na jak najbardziej ironiczne podsumowanie produkcji na pokaz Jak zostać kotem szedłem ze sporymi obawami i podskórnie przygotowany na to, że recenzja będzie miała za zadanie zapobiec przed przysłowiowym kupieniem kota w worku. Po seansie okazało się, że z filmem nie jest tak źle, ale i nie jest dobrze. Nowa komedia Barry’ego Sonnenfelda to nie zonk, a po prostu sprawnie zrobiony i wykalkulowany produkt filmowy, którego humor ma ograniczenie oddziaływania na osoby do lat trzynastu.
Zobacz również: Mój przyjaciel smok – recenzja nowego filmu Disneya!
Bohaterem filmu jest Tom Brand (Kevin Spacey), amerykański człowiek sukcesu, którego ambicją jest postawienie największego budynku w Ameryce. Jego życie toczy się w zawrotnym tempie. Do pracy przybywa na spadochronie, do domu wraca sportowym autem, bo nowojorski asfalt służy mu za uliczny tor wyścigowy. Jego żona i córka, aby go zobaczyć muszą czekać na oficjalne bankiety, a syn zatrudnić w jego firmie. Pewnego wieczoru w ramach swoistej pokuty zostaje przemieniony w kota, którego miał sprezentować na urodziny swojej córce.
Zobacz również: Gdzie jest Dory – ścieżka dźwiękowa [recenzja i odsłuch]
Jak zostać kotem to produkcja ściśle przeznaczona pod rodziców, którzy lubią zabierać swoje pociechy do kina. Film jest prostą, schematyczną bajeczką z elementami fantasy, ze stereotypowymi postaciami, mającą klarowny morał dla rodziców, a do tego przyzwoicie zagraną, sprawnie opowiedzianą i ładnie sfotografowaną (ach, ten pocztówkowy Manhattan). Jako komedia nastawia się na mało wyszukany dowcip. Przeważa slapstickowy i toaletowy humor w wykonaniu kota, który przyjmując generowane komputerowo futerko ma głównie biegać, skakać, upadać, sikać, a czasem coś kąśliwie skomentować. W mniejszej ilości występuje humor związany z adaptacją ludzkiej duszy w ciele domowego zwierzaka i przykładowym wybieraniem whiskey zamiast whiskas. Jak widać film twórcy Facetów w Czerni nie wyróżnia się z szeregu podobnych produkcji familijnych. W końcu ani reżyser, cała drużyna scenarzystów, znani aktorzy (Spacey, Garner, Walken) czy operatorzy nie udają swoją pracą, że mają w związku z tym projektem jakieś większe ambicje, aniżeli spreparowanie za spory czek od EuropaCorp czegoś miłego i ładnego dla dzieci.
Zobacz również: Jak zostać kotem – Tomasz Kot opowiada o dubbingowaniu…kota
W Polsce Jak zostać kotem trafia do kin w wersji z dubbingiem, a głos pod ludzką i kocią postać Kevina Spaceya podkłada Tomasz Kot. O polskiej wersji językowej można napisać tyle, że raczej nie daje argumentów, aby przekonać malkontentów dubbingowania filmów aktorskich.
Jak zostać kotem okazuje się więc być filmem rzemieślniczym oraz pozbawionym serca. Filmowym produktem skierowanym do najmłodszej widowni, którego szczytem ambicji jest zagoszczenie w popołudniowych niedzielnych pasmach telewizyjnych.