Western to gatunek niezwykle ciekawy ze względu na estetykę, swoją rolę w budowie mitologii Stanów Zjednoczonych oraz ze względu na swoją ewolucję, która ostatecznie zakończyła się śmiercią gatunku. Co jakiś czas oczywiście powstają lepsze lub gorsze produkcje rozgrywające się na terenie Dzikiego Zachodu. Jednym z takich dzieł było Bez przebaczenia reżyserowane przez osobę, która na westernach zjadła zęby. Mowa oczywiście o Clincie Eastwoodzie. Wielki gwiazdor zawdzięczający początki swojej kariery sukcesom dolarowej trylogii Morricone razem z Morganem Freemanem i takimi tuzami aktorstwa jak Gene Hackman i Richard Haris podjęli się próby zdemitologizowania Dzikiego Zachodu. Czy ta sztuka się udała?
Główny bohater filmu, William 'Bill’ Munny to były rewolwerowiec znany nie tylko ze słynnych strzelanin, ale też z okrucieństwa. Jego burzliwy epizod agresji i morderstw jako poszukiwacza przygód zakończył związek z kobietą i ustatkowanie się. Zajmując się dziećmi i farmą dostaje intratną propozycję znalezienia mężczyzn, którzy oszpecili kurtyzanę z pobliskiego miasta. Ulegając pokusie, namawia starego druha do pomocy i wyrusza za swoimi nowymi celami. Fabuła wydaje się dość typowa i mało zaskakująca, jednakże przeciwnicy westernów i osoby znużone ich formą powinny dać tej produkcji szansę.
Bez przebaczenia odziera świat westernu z jego bajkowości. Świetny scenariusz w połączeniu z ciekawymi dialogami i sprawną reżyserią nadają całości mocno gorzkiego posmaku. Bohaterom daleko do ideałów – są łasymi na pieniądze tchórzami i alkoholikami, a stojący po stronie prawa okrutny szeryf wcale nie wydaje się być lepszy. Ludzie patrzą na kowbojów nie z szacunkiem, a z pogardą i lękiem, zresztą sami protagoniści również nie mają o sobie najlepszego mniemania. Świat jest brudny, ponury, zabijanie trudne i brzydkie. Niezwykła atmosfera w połączeniu z pozbawioną błędów, wciągającą historią urzekają widza. Swoją rolę w uzyskaniu takiego efektu z pewnością ma obsada, wzbijająca się na wyżyny swoich umiejętności.
Z pewnością produkcja nie robiłaby takiego wrażenia, gdyby nie naprawdę dobry scenariusz, który dzięki wspomnianej już wyżej reżyserskiej ręce Eastwooda pozwolił stworzyć wciągającą, niezwykle płynnie rozwijającą się historię. Całość jest tak harmonijna, że ciężko tutaj doszukiwać się jakiś wad. Oczywiście doszukując się można znaleźć jakieś drobne mankamenty, nie ma tutaj jednak przywar na tyle zapadających w pamięć, by warto było o nich wspominać.
Bez przebaczenia odziera western z całej jego mitologii. Twórcom przy pomocy tego obrazu udało się zbudować obraz nie tylko niezwykle realistyczny, ale też dający wiele do myślenia. Nie ma tutaj czarno białych postaci, widz sam musi ocenić moralność działań bohaterów. Cała historia jest też szczególna ze względu na rzadko spotykane w kinie położenie nacisku na konsekwencje, jakie niesie ze sobą zabójstwo.
Całość zmusza więc do chwili refleksji, angażuje emocjonalnie i momentami zaskakuje. Można więc stwierdzić, że mamy tutaj do czynienia z kinem najwyższej klasy – angażującym, perfekcyjnym technicznie i na stałe zapisującym się w historii gatunku. Przytłaczający, nieco ponury film autorstwa Eastwooda i Davida Webba Peoplesa to pozycja zarówno dla fanów gatunku, jak i osób lubiących oglądać dobrze zrealizowane dramaty.
Ilustracja wprowadzenia: Materiały prasowe