Kaznodzieja przybywa do miasteczka Salvation, gdzie z miejsca obejmuje funkcję szeryfa. Dzięki temu jego drogi dość szybko przetną się z lokalnym przedsiębiorcą – odrażającym Odinem Quinncannonem, znanym z dwóch rzeczy: swoich odpychających perwersyjnych skłonności oraz przekonania, że wszystko na tym świecie można kupić za pieniądze. To uosobienie moralnej zgnilizny i zepsucia będzie idealnym przeciwnikiem dla Custera. Kiedy ten dokona na Odinie aktu defenestracji, on i osoby z jego najbliższego otoczenia znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
Pomijając ten ciągnący się przez pół tomu epizod, Kaznodzieja tom 5 to przełomowy moment dla Custera pod względem prywatnym i osobistym i to na wielu płaszczyznach jednocześnie. Po pierwsze, scenarzysta daje wreszcie bohaterowi szansę na pojednanie z rodzicami. Custer odnajduje swoją matką, z którą los rozdzielił go całe lata temu – dla bohatera to spokojniejszy czas, spędzony głównie na rozmowach. Kiedy Jesse otrzymuje od matki pamiątkę po ojcu, czytelnicy będą mieli okazję przenieść się na pola Wietnamu i prześledzić wojenne wydarzenia, które doprowadziły starszego Custera do otrzymania najwyższego odznaczenia za bohaterstwo.
Na łamach piątego tomu Kaznodziei dochodzi także do ponownego spotkania Custera z Tulip – to z kolei jeden z najbardziej wzruszających momentów w całej serii i przyznam, że naprawdę odetchnąłem widząc znów tę dwójkę razem. Już niedługo zobaczymy, jak rozwinie się ta relacja i czy kontrowersyjny Cassidy zdąży jeszcze napsuć bohaterom trochę krwi.
Kaznodzieja tom 5 to także narkotyczna podróż Custera w głąb własnej świadomości, spowodowana zażyciem pejotlu, dzięki któremu nasz bohater nie tylko poukłada sobie w głowie większość elementów całej układanki, ale i stanie przed obliczem ściganego Boga. No, przynajmniej poniekąd. Będzie to ciekawe starcie, szczególnie gdy Jesse spróbuje wykorzystać swoją moc przeciwko Stwórcy, co jak możecie się domyślić bardzo rozgniewa tego drugiego. Wizje, których doświadczył Custer z pewnością przydadzą mu się na ostatniej prostej jego krucjaty.
Piąty album ma do zaoferowania dużo więcej. Genialny scenarzysta Garth Ennis już wtedy zauważał problemy, które nawet dziś są bardziej aktualne niż kiedykolwiek. Dla przykładu, z przyjemnością przyglądałem się trafnym komentarzom na temat szkodliwego ścisłego podziału ról chłopców i dziewczynek, czy też o wciąż pędzącym naprzód rasizmie, ksenofobii czy tzw. „feminazizmowi”. Po raz kolejny okazuje się, że pod maską obrazoburczości kryją się naprawdę mądre i ponadczasowe myśli, które warto przeszczepić sobie do własnej głowy, jeśli jeszcze ich tam nie ma.
Zarówno scenariusz Ennisa, jak i świetne rysunki Dillona składają się na mieszankę wybuchową i chociaż Kaznodzieja tom 5 zatrzymuje na dłużej głównie słowotokiem, to jest to słowotok godny najwyższej uwagi. Zobaczyć w krzywym zwierciadle cudowny Amerykański Sen, wraz z jego wszystkimi przywarami, odbitymi w obliczach wszystkich, nawet najbardziej drugoplanowych bohaterów to czysta przyjemność, chociaż nieraz niezwykle gorzka. To wciąż jedna z najlepszych oryginalnych historii przedstawionych w komiksie i nie wyobrażam sobie, by jakikolwiek fan tego medium zdecydował się pominąć lekturę tego dzieła. A finał tej opowieści zobaczymy na szczęście już w grudniu.
Tytuł oryginalny: Preacher vol 5
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Steve Dillon
Tłumaczenie: Maciej Drewnowski
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 372
Ocena: 85/100