Kosmos: ostatnia granica. Załoga statku Enterprise podąża z misją badawczą. Poznaje nowe, obce światy i cywilizacje. Śmiało zmierza tam, dokąd nie dotarł żaden człowiek! Nie pamiętam już ile razy recytowałam te słowa wraz z lektorem rozpoczynającym kolejne odcinki oryginalnej serii Star Treka z lat 60. Jestem strasznym fanem tego serialu, więc gdy tylko usłyszałam, że Hollywood zabiera się za reboota, mocno się zaniepokoiłam. Na szczęście tragedii nie było, a nawet lepiej, jest rewelacyjnie.
Star Trek z 2009 roku to już jedenasty film opowiadający o załodze statku kosmicznego Enterprise, przemierzającego nieznane dotąd obszary kosmosu. Tym razem obraz trafił w ręce (na szczęście) genialnego reżysera J.J. Abramsa, twórcy Zagubionych i Mission: Impossible III, a później jeszcze VIII części Gwiezdnych Wojen o podtytule Przebudzenie Mocy.
Jak wcześniej wspomniałam, film powraca do „serca” całej serii, czyli do pierwszego, oryginalnego serialu z lat 60, stanowiąc jego reboot. W rolę legendarnego kapitana statku U.S.S. Enterprise, Jamesa Tyberiusa Kirka, wciela się Chris Pine, aktor znany wcześniej z filmu Pamiętnik księżniczki 2: Królewskie zaręczyny, z kolei Pana Spocka gra Zachary Quinto, a doktora Leonarda McCoya, Karl Urban. Nie zapominajmy o reszcie najważniejszej części załogi: Nyotę Uhurę gra Zoe Saldana, Scotty’ego – Simon Pegg, Sulu – John Cho, Checkova – Anton Yelchin, a kapitana statku Romulanów – Nero, Eric Bana. W filmie nie zabrakło również gwiazdy z oryginalnej serii. Mowa tutaj o Leonardzie Nimoyu, którego ponownie zobaczymy w roli Spocka, przybywającego z przyszłości. Tak, tak, J.J. Abrams doskonale wie, jak kupić sobie przychylność fanów – wrzucić do filmu ulubionego aktora serialu i dosypać szczyptę nostalgii. Tak więc, jeśli chodzi obsadę, to trafił w dziesiątkę. Każdy z aktorów świetnie odnajduje się w filmie i w każdym zakochujemy się od pierwszych scen. Młody kapitan jest taki, jaki powinien być – uroczy, uwodzicielski, porywczy, daleko mu do spokojnego i opanowanego Kirka z serialu. Quinto z kolei stanął na wysokości zadania i zdołał dorównać starszej wersji Pana Spocka, świetnie odgrywając logicznie myślącego, skrywającego emocje Wolkanina. Scotty ma jeszcze wyraźniejszy, szkocki temperament niż jego pierwowzór, a McCoy, no cóż… McCoy biega wkurzony po całym statku wciąż uważając Spocka za bezdusznego robota z uszami elfa. Jak widać nasi bohaterowie są bardzo dobrze scharakteryzowani, wyraziści i dynamiczni, kipi w nich młodzieńcza energia oraz chęć przeżycia przygody.
Fabuła filmu jest bardzo ciekawa. Akcja obrazu rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości, dzięki czemu twórcy mogli opowiedzieć zupełnie nowe historie bez konieczności wpasowywania się do wydarzeń z serialu. Film Star Trek to opowieść rozgrywająca się przed zbudowaniem legendarnego statku kosmicznego. Traktuje o początkach przygód Kirka, Spocka i reszty wiernych im towarzyszy. Na wstępie poznajemy ojca naszego przyszłego kapitana – George’a Kirka, którego gra Chris Hemsworth. W czasie przemierzania galaktyki na pokładzie U.S.S. Kelvin, załoga natrafia na czarną dziurę. Niespodziewanie wyłania się z niej statek Romulanów i momentalnie przystępuje do ataku. W tym samym czasie na pokładzie statku Federacji Zjednoczonych Planet rodzi się James. Chcąc ratować życie swojego syna, żony i reszty załogi, George wysyła ich mniejszymi statkami na Ziemię, a sam poświęca się, taranując wroga. Lata mijają, a młody James to teraz zupełnie inna osoba, od tej, którą znamy ze starej serii. Dla niego nie istnieją żadne reguły, jest arogancki, a wszędzie tam, gdzie się pojawi, jego wizyta zawsze kończy się awanturami. Za namową przyjaciela jego ojca, Kapitana Pike’a, zaciąga się do floty, gdzie poznaje doktora McCoya i resztę swojej późniejszej załogi, w tym pół Wolkanina, pół Ziemianina, Pana Spocka. Członkom załogi daleko jest do przyjaźni, którą dzielili w serialu. Po ukończeniu akademii przez młodego Kirka, w przestrzeni kosmicznej ponownie pojawia się tajemniczy okręt. Sprawy przybierają drastyczniejszy obrót niż 25 lat wcześniej.
W przeciwieństwie do serialowego pierwowzoru, w którym fabuła skupiała się na metaforach, promowaniu tolerancji i rozbudowanych relacjach między postaciami, tutaj mamy wartką akcję, humor, a przede wszystkim wspaniałe efekty specjalne. Wizualnie film jest piękny, a w scenariuszu nie ma miejsca na dłużyzny. J.J. Abrams wraz ze scenarzystami Alexem Kurtzmanem i Roberto Orci, z ogromną miłością i szacunkiem podeszli do reboota, doskonale odświeżając jego formę i świetnie przystosowując go do poetyki współczesnego kina. Fabuła zapewnia solidną porcję rozrywki.
Techniczna strona filmu jest bez zarzutu. Dźwięk i montaż stoją na najwyższym poziomie, a dzięki Michaelowi Kaplanowi, który pracował przy takich filmach jak Fight Club, Łowca Androidów czy Armageddon, nasi bohaterowie nie muszą już paradować w śmiesznych strojach, które złośliwi nazywali kiedyś piżamami. Charakteryzacja została nawet doceniona przez Akademię Filmową, która przyznała obrazowi w tej kategorii statuetkę. Co więcej, film był nominowany do Oscara jeszcze w trzech kategoriach: najlepsze efekty specjalne, najlepszy dźwięk i najlepszy montaż, ale niestety nagrody przyznano innym dziełom.
Jeśli chodzi o minusy, to ciężko coś tutaj znaleźć. Zastrzeżenie można mieć do muzyki Michaela Giacchino, która poza fragmentami znanych dźwięków z serialu, nie wyróżnia się niczym szczególnym i nie zapada w pamięć. Jednak czytałam na forach niektóre komentarze zawiedzionych widzów; byli tacy, którzy narzekali, że Enterprise wydaje się bardziej statkiem bojowym niż badawczym, a romans między Spockiem i Uhurą mógłby być subtelniejszy. Według mnie film w tym wątku jest konsekwentny, gdyż opowiada całkiem inną historię, skomplikowaną faktem podróżowania w czasie. Właściwie oglądamy alternatywną rzeczywistość, więc to logicznie zrozumiałe, że bohaterowie inaczej się zachowują, a statek Zjednoczonej Federacji Planet jest troszkę lepiej wyposażony na wypadek ataku nieprzyjaciela.
Tak czy owak, Star Trek to ogromne, uznane uniwersum, zapoczątkowane w latach 60. przez Gene’a Roddenberry’ego, składające się z sześciu fantastycznonaukowych seriali, trzynastu filmów, dziesiątek książek, komiksów i gier komputerowych. Co ważniejsze, posiada jedną za najliczniejszych grup oddanych fanów. Skoro fani są usatysfakcjonowani, to nie marnujcie dłużej czasu. Włączajcie film i ruszajcie odkrywać nowe, obce światy i cywilizacje, śmiało zmierzać tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek!
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe