Niniejszy komiks jest kolejnym dowodem na to, jak filmowy świat kształtuje ofertę wydawniczą na polskim rynku. Chyba nikt nie wątpi, że gdyby nie zapowiedziana na początek sierpnia premiera filmu Suicide Squad – Legion samobójców, pewnie nigdy nie doczekalibyśmy się wydania komiksu Oddział samobójców – Nadzorować i karać. A może jednak wystarczyłaby nasza dziwna sympatia do szaleńców, złoczyńców i psychopatów?
Tytułowy skład pod przewodnictwem Amandy Waller to zbiorowisko niebezpiecznych, wyjętych spod prawa łotrów, na czele z Harley Quinn, Deadshotem czy King Sharkiem. Każde z nich powinnognić w więzieniu, ale zamiast tego uganiają się za jeszcze większymi szumowinami od siebie i to na zlecenie władz. Jak możecie się domyślić, nad taką zgrają wykolejeńców bardzo ciężko zapanować, w związku z tym Waller prosi o pomoc pewnego sojusznika. Pamiętacie jeszcze syna porucznika Gordona? Oraz to, że nie jest w pełni zrównoważony psychicznie? No więc właśnie, sami możecie się domyślić konsekwencji.
Pierwsza wydana u nas pozycja z Suicide Squadem to de facto czwarty tom serii należącej do cyklu Nowe DC Comics. Dziwić może decyzja Egmontu o rozpoczęciu wydawania Oddziału samobójców właśnie od tego momentu. Osobiście czułem się gwałtownie wrzucony w sam środek akcji, bez zupełnego przygotowania, ale tylko przez moment, ponieważ w tym akurat komiksie liczy się głównie akcja, a nie fabuła. Kto, kogo i dlaczego schodzi na drugi plan. Sytuację ratują dwa zamieszczone na końcu zeszyty zawierające tzw. originy, czyli szaloną genezę powstania Harley Quinn oraz dramatyczną historię narodzin Deadshota. To ważne szczególnie dla tych czytelników, którzy z tymi postaciami nie mieli szansy zetknąć się nigdy wcześniej.
Sam mam drobny problem z tym cienkim objętościowo oraz fabularnie komiksem. Z jednej strony obserwowanie antybohaterów walczących z gigantycznym stworem, stworzonym z ciał samobójców z Las Vegas zapewnia sporo hedonistycznej rozrywki, z drugiej jednak nawet w przygody Deadpoola, czy w świetny solowy album o Harley Quinn wpisano jakąś historię. W Nadzorować i karać jej, póki co, nie widzę. Być może zmienią to kolejne tomy, chociaż jeśli Egmont postanowi kontynuować chronologię, zostanie nam do wydania bodajże… jeden.
Fabularnie jest miałko i chaotycznie, za co po łapach powinno oberwać się czeskiemu scenarzyście Alešowi Kot. Sprawę ratują natomiast dynamiczne rysunki Patricka Zirchera, który potrafi podkreślić seksapil Quinn, zwierzęcy magnetyzm Cheetah czy tajemniczość Nieznanego Żołnierza. Autor z pewnością świetnie się bawił szkicując brutalną i nieposkromioną niczym akcję, pytanie tylko, czy czytelnicy również będą czuć to samo podczas lektury.
Mimo wszystko, warto docenić próbę przybliżenia polskiemu czytelnikowi przygód tej niecodziennej drużyny. Nadzorować i karać można traktować jako zaprawę przed sierpniowym seansem filmowym, nie zdziwcie się jednak, bo na ekranie zobaczycie też gamę innych bohaterów, między innymi Jokera i Killer Croca. Pozostaje mieć nadzieję, że w kinie Suicide Squad zaprezentuje się lepiej i zaserwuje nam jakąś trzymającą się kupy historię.
Tytuł oryginalny: Suicide Squad vol 4: Discipline and punish
Scenariusz: Matt Kindt, Aleš Kot
Rysunki: Patrick Zircher
Tłumaczenie: Tomasz Sidorkiewicz
Wydawca: Egmont 2016
Liczba stron: 144
Ocena: 50/100