Outcast tom 4 – Pod diabelskim skrzydłem, wydany niedawno przez Mucha Comics, różni się nieco od poprzednich tomów. Przede wszystkim spora część pierwszej połowy historii rozgrywa się w jednym miejscu i skupia na dialogu pomiędzy naszym protagonistą imieniem Kyle Barnes, a jego arcywrogiem – tajemniczym mężczyzną w czerni, posądzanym o konszachty z samym Szatanem. Oczywiście przy założeniu, że on sam nie jest nim we własnej osobie. Uwieziony i skrępowany Kyle może tylko słuchać wynurzeń czarnego charakteru, niczym James Bond w kulminacyjnych momentach swoich konfrontacji. Odziera to nieco „Szatana” z jego dotychczasowej tajemniczości – tu gada zdecydowanie za dużo i niestety donikąd to nie prowadzi.
Z lektury czwartego tomu dowiadujemy się, że opętanych może być znacznie więcej, niż wydawało się naszym bohaterom, a rola Barnesa w całym tym zamieszaniu wciąż pozostaje nie do końca określona. Jak wspominałem w recenzji poprzednich tomów, wytrawny scenarzysta wcale nie kwapi się do odsłaniania kart przed czytelnikiem, dlatego świat przedstawiony wciąż wydaje się raczej słabo zarysowany i niezrozumiały. Zazwyczaj doceniam takie rozwiązania, które w założeniu mają przykuwać do lektury i podsycać ciekawość, mamy jednak w rękach czwarty tom i skłamałbym, gdybym powiedział, że stojąca w miejscu fabuła nie zaczęła mnie lekko męczyć.
Mimo wielu niedopowiedzeń i skrzętnie skrywanych tajemnic, w Outcast tom 4 – Pod diabelskim skrzydłem dzieje się całkiem sporo. Na poszukiwania uwięzionego Barnesa wyrusza wielebny Anderson, który oczywiście ładuje się w kłopoty. Postać z pozoru pozytywna i godna zaufania ma jednak swoje za uszami i może w końcu pokazać swoją drugą, bardziej brutalną i krwawą naturę. W czwartym tomie dowiemy się, czy boska moc będzie wystarczająca, żeby nie pozwolić mu zboczyć ze ścieżki, którą do tej pory podążał.
Aurę tajemniczości wciąż o wiele lepiej podsyca rysownik do spółki z kolorystą, niż sam scenarzysta. Niezrównany Paul Azaceta, stosując charakterystyczne dla siebie zabiegi, zwraca uwagę czytelnika na najdrobniejsze szczegóły i niuanse komponowanych przez siebie plansz. Tym razem przypadają mu w udziale kolejne krwawe i brutalne sceny, które miejscami ocierają się wręcz o gore. To jednak trochę za mało, by podczas obcowania z komiksem odczuwać prawdziwą grozę. Napięcia poszczególnym kadrom nie można zresztą odmówić, szczególnie że niesamowicie dobrane barwy sprawiają, że do pewnych momentów po prostu chce się wracać, nawet jeśli wcześniej zatrzymaliśmy na nich oko na dłużej.
Po stosunkowo udanych trzech tomach, seria zaczyna nieco usypiać. Nie ma póki co zbyt wiele do zaoferowania w kategorii horroru (dla spragnionych gatunku lepiej w tej roli sprawdza się również wydawane przez Mucha Comics Hrabstwo Harrow), a warstwa obyczajowa, chociaż niezła, ustępuje na przykład takiemu Odrodzeniu od Non Stop Comics. Owszem, dylematy i rozterki Kyle’a dotyczące jego najbliższych wydają się ciekawe, ale wciąż to trochę za mało, by się zachwycać.
Nie zrozumiecie mnie źle, Outcast to nie jest zła seria, a Pod diabelskim skrzydłem to nie jest kiepski komiks. Po prostu od Roberta Kirkmana czytelnik ma prawo oczekiwać więcej: więcej zaskoczeń, więcej równowagi, więcej dobrych dialogów, więcej grozy, po prostu „więcej”, jak w reklamie najnowszej ramówki TVN-u.
Scenariusz: Robert Kirkman
Rysunki: Paul Azaceta
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Mucha Comics 2018
Liczba stron: 128
Ocena: 60/100