Drugi sezon dzieła Stevena Knighta zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko. Ogrom twistów fabularnych, jakie zaserwował nam jego finał, obiecywał jeszcze większą poprawę jakości serialu Peaky Blinders. Pierwszy odcinek trzeciej serii nie zwiastował ani spadku formy, ani też progresu w telewizyjnej historii rodu Shelbych. Sprawdźmy, jak w całości wypadł trzeci sezon.
Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: 3. sezon Peaky Blinders
Biedny ten Thomas… zakochuje się, bierze ślub, zakłada rodzinę, chce wyjść na prostą, ale jak bardzo by się starał, nic nie pozwoli mu przerwać przestępczej działalności. Dopiero co otarł się o śmierć, a tu po raz kolejny zostaje wplątany w intrygę o jeszcze większym zasięgu i znowu będzie musiał pobrudzić swoje ręce. W grę wchodzi nie tylko rosyjska arystokracja, ale także organizacja pod nazwą Liga Ekonomii, która zna jego słaby punkt, jakim jest rodzina. Głowa rodu Shelby będzie więc musiał zrobić wszystko, byleby ta była bezpieczna. Nie zabraknie także lokalnego konfliktu, tym razem z rodziną Changretta, w wyniku którego ginie jedna z ważniejszych osób w życiu Thomasa, co ma niemały wpływ na psychikę bohatera. W sezonie znów uświadczymy kilku twistów fabularnych, a sam finał potrafi naprawdę zszokować.
Co by nie mówić, Peaky Blinders dalej roztacza swoją magię. Jako fan gangsterskich klimatów jestem pod wrażeniem, że serial nie schodzi poniżej przyzwoitego poziomu, a to, co dzieje się w ostatnim odcinku, zasługuje na głośne oklaski. Steven Knight i spółka zapewnili nam wiele emocji. Nie wszystkie jednak są pozytywne. Cały sezon nie jest równy i nie trzyma tego samego poziomu przez całe 6 epizodów, jakie otrzymaliśmy w tym roku. Wiele wątków było słabo rozwiniętych (motywacja księdza Hughesa, postać Michaela), a niektóre aż za bardzo: romans Polly z malarzem, oraz wątek Rosjan, którzy zostali przedstawieni stereotypowo do bólu – jako napaleńcy, pijący wódkę w nadmiarze. Do tego dochodzi też osoba księżnej Tatiany, która irytuje od pierwszej sceny i której późniejszych decyzji nie potrafiłem pojąć. Nie wiem, być może jestem na to za głupi. Można też zauważyć, że serial zaczyna popadać w pewną schematyczność fabularną: w przedostatnim odcinku po raz kolejny Thomas wpada w niezłe bagno, z którego na pierwszy rzut oka ciężko mu się będzie wygrzebać, by z kolei potem mógł dokonać zemsty. Do tego dochodzi też kolejny, tym razem 3-miesięczny przeskok fabularny w 5. odcinku. Co się w tym czasie działo, tego się niestety nie dowiemy. Ten zabieg był tutaj naprawdę niepotrzebny i zaszkodził sezonowi.
Przejdźmy do samych bohaterów. Czymże by był ten serial bez tej wspaniałej obsady i nieprzewidywalnych postaci o skomplikowanej psychice? Od nowej strony poznajemy głównego bohatera, na którego twarzy, poza zimnym spojrzeniem twardego badassa, mającego kontrolę nad wszystkim, zaczyna pojawiać się też strach. Cillian Murhy po raz kolejny udowadnia, że świetnie czuje swoją postać i pokazuje pełnię swoich możliwości. Zauważyliście pewnie, jak często Thomas sięga po papierosa. Praktycznie nie ma sceny , w której ta czynności nie miałaby miejsca. Podobno aktor wypalił na planie wszystkich seoznów około 3000 papierosów – na szczęście owocowych.
Przemiana osobowości dotknęła także starszego brata Thomasa, Arthura. Nie tylko znalazł on swoją drugą połówkę, ale także dzięki niej zamierza skończyć z przestępczą działalnością i postępować według dekalogu, niczym przykładny chrześcijanin. Paul Thomas Anderson w tej roli jest świetny. Z kolei najstarsza z rodu, ciotka Polly (bardzo dobra Helen McCrory), dalej ma w głowie makabryczne doświadczenia, znane nam z poprzedniego sezonu i liczy na znalezienie tego jedynego. Potrafi też pokazać pazur, jeśli zachodzi taka potrzeba. Nie jest jedyna – pozostałe członkinie rodziny również umieją drapnąć. Kobiety chcą mieć teraz większe znaczenie i być bardziej wtajemniczone w nielegalną działalność Shelby Company Limited.
Zobacz również: Peaky Blinders z zielonym światłem na 4. i 5. sezon
Większe pole do popisu miał w tej serii Michael, który nie chce zajmować się w firmie wyłącznie rachunkowością i inną papierkową robotą. Pragnie poczuć, jak to jest mieć krew na rękach. Podejmuje się więc zadania zabójstwa, żeby pokazać starszym braciom Shelby, że stać go na więcej. Staje się tym samym coraz bardziej podobny do Thomasa, co nie wzbudza aprobaty jego matki.
Przez cały sezon czekałem najbardziej na jedno – powrót Alfiego Solomonsa. Tom Hardy jest po prostu bezbłędny w tej roli i kradnie każdą możliwą scenę, w której go widzimy. Szkoda jednak, że ma to miejsce tylko w dwóch ostatnich odcinkach. Oglądanie Hardy’ego jako „wędrującego Żyda” sprawia nie lada przyjemność i jest to z pewnością jedna z najlepszych kreacji w jego karierze. Oby powrócił po raz kolejny.
Podsumowując, Peaky Blinders zalicza bardzo przyzwoity sezon. Nie obyło się bez spadków poziomu w poszczególnych odcinkach, ale koniec końców otrzymaliśmy świetną kontynuację historii gangu, którego członkowie ukrywają żyletki w kaszkietach. Mimo paru niedociągnieć dalej jest to serial, po który warto sięgnąć O jego przyszłość nie musimy się obawiać, gdyż zostały zamówione już 2 kolejne sezony. Czekam z niecierpliwością na sezon 4., żebym po raz kolejny mógł usłyszeć wprowadzający utwór Nicka Cave’a, Red right hand oraz słynną sentencję: „by the order of Peaky fucking Blinders”, wymówioną przez któregoś z braci Shelby z tym twardym irlandzkim akcentem.
Ilustracja wprowadzenia: mat. prasowe